Fragmenty tekstu z archiwum tygodnika Plus Minus
Jesteśmy mniejszością językową we własnym kraju. Szańce i kordony ojczyzny-polszczyzny padają jeden po drugim. Język mówiony w swej potocznej (ściślej w "ściekowej") wersji zdobywa kolejne tytuły prasowe, stacje radiowe i kanały telewizyjne. Coraz więcej Polaków żyje dziś w zamkniętym obiegu pseudokulturowym, gdzie nie ma miejsca dla języka literackiego.
Edukacja językowa Polaków
dokonuje się dziś poprzez kulturę masową. Ta zaś rządzi się prawami rynku, reagując na upodobania przeciętnego odbiorcy. Media już dawno nie kształtują, a jedynie odwzorowują rzeczywistość - tyle że widzianą z żabiej perspektywy. W warstwie językowej zmierzają do jak największej prostoty i komunikatywności. Im bliżej ulicy, kolokwializmu, emocji - tym lepiej. I tak koło się zamyka. Język mediów, pożerając własny ogon, staje się coraz uboższy, pozostawiając poza swoim oddziaływaniem coraz szersze obszary ludzkiej aktywności, zwłaszcza tej związanej z wrażliwością i z potrzebami wyższego rzędu.
Równolegle trwa podskórna batalia o zniesienie wszelkich kordonów między mową ulicy a językiem publicznego dyskursu, toczona pod hasłami większej komunikatywności. Być może trwała ona zawsze, teraz jednak odbywa się w nowych realiach.