Dużą uprawę konopi indyjskich w małej miejscowości pod Wolsztynem (woj. wielkopolskie) namierzyli, a wczoraj zlikwidowali policjanci Centralnego Biura Śledczego wspólnie z miejscową policją. W czterech halach znaleźli 2,5 tysiąca roślin oraz profesjonalne laboratorium do ich uprawy. - Rośliny były w różnej fazie rozwoju. Ilość jaka została zabezpieczona pozwala na uzyskanie około 30 kilogramów wysokogatunkowej marihuany o wartości około pół miliona złotych – mówi "Rz" Andrzej Borowiak, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.
Rozpracowanie ukrytej w Wielkopolsce plantacji zajęło policjantom trzy miesiące. Początkowo mieli jedynie skąpe informacje i znali w przybliżeniu rejon, w jakim nielegalny interes miał funkcjonować. Po sprawdzeniach okazało się, że plantacja znajduje się w miejscowości Kopanica, w jednym z gospodarstw. Prowadzący ją mężczyzna ulokował produkcję w halach po nieczynnej już pieczarkarni. W budynku znajdowały się cztery pomieszczenia, wyposażone w urządzenia techniczne ułatwiające uprawę. Policjanci znaleźli wydajne filtry, system oświetleniowy i wentylacyjny. Wszystko było sterowane elektronicznymi programatorami. Urządzenia utrzymywały odpowiednią temperaturę i wilgotność, które są konieczne do uzyskania odpowiednich sadzonek.
Tak jak w przypadku wielu innych podobnych plantacji tak i tutaj, prowadzący ją podłączył się „na lewo" do prądu. - Tego rodzaju przedsięwzięcie pochłania bardzo duże ilości prądu. Z tego między innymi powodu podejrzany podłączył zasilanie z pominięciem liczników energetycznych – wyjaśnia Borowiak. Doglądający plantację znał się na prowadzeniu uprawy konopi. - Rośliny miały szczepione pędy z tak zwanych roślin matek. To gwarantowało szybki wzrost i duże, dorodne kwiatostany – mówi rzecznik wielkopolskiej policji. Jak długo Marcin P. prowadził zakazany biznes – to śledczy dopiero będą ustalać. Jednak był on wyjątkowo ostrożny, więc produkcja mogła trwać od dawna.
Chociaż Marcin P. ostatnio mieszkał w województwie lubuskim, to żeby się zabezpieczyć się przed wpadką, prawie codziennie przyjeżdżał do starej pieczarkarni. Samochód parkował w garażu a na posesję wypuszczał dwa duże, obronne psy. To – zdaniem oficerów CBŚ – skutecznie zniechęcało postronne osoby przed wchodzeniem na teren gospodarstwa, kiedy P. doglądał uprawy. Właściciel niecodziennego przybytku zanim wpadł na pomysł założenia plantacji konopi między innymi handlował częściami samochodowymi i zajmował się recyklingiem. W Polsce Marcin P. nie był karany, jednak w Niemczech dostał wyrok za przemyt ludzi. Śledztwo przeciwko Marcinowi P. wszczęła Prokuratura Rejonowa w Wolsztynie.
Za uprawę konopi i wprowadzanie do obrotu dużej ilości narkotyku grozi mu 10 lat więzienia. Plantacja konopi ukryta w nieczynnej pieczarkarni to niejedyny oryginalny pomysł na lokalizację takiej produkcji. Dwa lata temu wielkopolscy policjanci w Drezdenku, na terenie woj. lubuskiego odkryli profesjonalną plantację, która działała pod przykrywką fermy strusi. Jak się później okazało była ona jedną z kilku założonych i nadzorowanych przez grupę przestępczą, która działała od 2004 r. i wprowadziła na rynek 8 ton suszu, zarabiając na tym ponad sto milionów złotych.