"Rzeczpospolita" o szczycie pisała już na froncie czwartkowego wydania. Więc tym razem najważniejsza okazała się wizyta prezydenta Bronisława Komorowskiego w naszej redakcji. Okazją było 25-lecie przejęcia naszego tytułu przez reformatorską ekipę Darka Fikusa.
Najważniejszym gospodarczym tematem dla nas była sprawa słabnącego złotego. W efekcie różnych niekorzystnych procesów nasza waluta osłabia się, co paradoksalnie podnosi zyski naszych eksporterów. W skali roku mogą liczyć na kilkanaście miliardów złotych dodatkowych przychodów. Może mniej istotna, ale bardziej bulwersująca jest informacja, że połowa rządu nie złożyła w wymaganym terminie informacji o pozyskanych darowiznach, prezentach i zajmowanych stanowiskach. Jest taki ustawowy obowiązek, ale nie ma on sankcji więc ministrowie nic sobie z niego nie robią.
W "Gazecie Wyborczej" najważniejsza okazuje się sprawa wspomnianego wybuch gazu w Katowicach, ale zaraz za nią mamy kolejny odcinek wieloletniej walki gazety z SKOK-ami. Wygląda to staje się to już obsesją gazety, bo dzień wcześniej problemy tych powiązanych z PIS instytucji też były jej czołówką.
Piątkowe wydanie "Dziennika Gazety Prawnej" trudno zaliczyć do dzienników - to jest magazyn. Bardziej oderwany od rzeczywistości, niż nawet wydanie normalnych tygodników. Jego lektura zresztą jest bardzo przygnębiająca. W redakcji wyraźnie panuje głęboki pesymizm. Wystarczy przeczytać tytuły artykułów zajawionych na froncie. Najważniejszy tematem jest to, że nie ma enklaw zapewniających stabilną pracę, potem jest udokumentowanie nieprawidłowości przy budowie dróg, tekst o domu przemocy społecznej, a na koniec kłopoty z konsumentami. Szczególnie interesujący wydaje się ten ostatni tekst. Jego celem jest udowodnienie elicie tego kraju (czyli tym, co czytają jeszcze gazety), że ich dzieci są niezbyt lotne, praca ogłupiająca, a w dyskoncie kupują chłam. W tej sytuacji lepiej już czytać o wybuchu gazu.