PSL i SLD blisko krawędzi

SLD i PSL - Dawni koalicjanci walczą coraz zacieklej

Publikacja: 29.10.2014 01:00

Polskie Stronnictwo Ludowe i Sojusz Lewicy Demokratycznej wypierane z tradycyjnych elektoratów przez dwie duże partie polityczne gwałtownie poszukują nowej bazy społecznej.

Ludowcy w tej kampanii postawili na wspieranie ubogich rodzin, a SLD na rolników. A więc zamienili się rolami z lat 90., gdy to Sojusz podnosił hasła wspierania najbiedniejszych rodzin i wymyślił np. program dożywiania dzieci w szkołach, a ludowcy dbali przede wszystkim o interesy rolników.

Rodzina czy rolnicy

Do tej pory SLD nigdy nie kłusował na terytorium ludowców. Owszem, gdy w przeszłości miał 40 proc. poparcia, to i mieszkańcy wsi na niego głosowali częściej niż na PSL. Ale był to raczej elektorat socjalny niż rolniczy, bo najwięcej głosów Sojusz zbierał na terenach po upadłych PGR.

Według Bartłomieja Biskupa, politologa z Uniwersytetu Warszawskiego, partia Leszka Millera nie jest też specjalnie wiarygodna dla rolników, bo do tej pory nie prezentowała atrakcyjnego programu dla wsi. Dlatego politolog uważa, że ze strony SLD jest to zagranie taktyczne. Sojusz po prostu skorzystał z okazji, jaką stworzył Marek Sawicki, minister rolnictwa, swoim wywiadem, w którym nazwał rolników frajerami, i dlatego skierował swój wyborczy atak na elektorat wiejski.

Elektoraty PSL i SLD się kurczą. Partie te mają problem z liderami. Czy przyczynią się teraz wzajemnie do porażek?

– Ale PSL jest bardziej wiarygodne w przestawieniu się na wyborców socjalnych, bo jednak ma ministra pracy, który przeforsował kilka korzystnych dla rodzin pomysłów – zaznacza politolog.

Tak czy inaczej, obie partie, niegdyś współrządzące, żywią coraz większą wzajemną niechęć.

W rozmowach z działaczami SLD i PSL można usłyszeć, że konkurenci naprawdę cienko przędą. Politycy PSL, przykładowo, twierdzą, że SLD idzie w wyborach samorządowych „pod lód", i podsyłają kolportowane w kampanii prześmiewcze rysunki sugerujące, że SLD nie ma żadnego programu ani pomysłu na kampanię.

Z kolei Sojusz chwali się znakomitymi efektami swojej akcji ulotkowej wymierzonej w Marka Sawickiego i zapowiada dalsze gnębienie ministra rolnictwa i całego PSL.

Coraz mniej żelazny elektorat

Jednak – zdaniem Biskupa – obie partie mają poważne problemy. Ich żelazne elektoraty mocną się kurczą. PiS podebrał sporo wyborców PSL, a Platforma – SLD. I wcale nie jest powiedziane, że ten proces już się zakończył, przynajmniej na lewicy. Z ostatnich badań wynika, że duża część elektoratu Sojuszu wiąże nadzieje na poprawę sytuacji z rządem Ewy Kopacz. Może więc dojść do dalszych przepływów wyborców od małej partii do dużej.

Z kolei PSL ma inny problem, bo nie wiadomo, czy w jego żelaznym elektoracie są jeszcze ludzie niepowiązani bezpośrednio z partią, czy to może są już tylko działacze i ich rodziny. Dla takiego wyborcy liczy się wyłącznie utrzymanie władzy. Gdyby Stronnictwo ją utraciło, mogłoby też stracić resztki swojego żelaznego elektoratu na rzecz PiS.

Zdaniem Biskupa dla obu partii jest to realne zagrożenie. – Duże partie nie potrzebują mniejszych, wolą wchłonąć ich wyborców – mówi politolog. – Dlatego PSL i SLD szukają nowych nisz, bo zdają sobie sprawę, że jedyną ich szansą jest pełnienie roli języczka u wagi.

Europa pyta o Piechocińskiego

Obie partie mają też problem z liderami. Zarówno Leszek Miller, jak i Janusz Piechociński przez część działaczy są uznawani za obciążenie, a nie za atut formacji. Ludowcy mają za złe prezesowi Januszowi Piechocińskiemu pewną nadpobudliwość w wystąpieniach publicznych.

Gdy szef PSL po powrocie ze szczytu klimatycznego w Brukseli mówił, że pół Europy dopytywało się, kim jest ten Piechociński, którym straszyła Ewa Kopacz, żądając korzystnych dla Polski ustaleń, wywołał zniesmaczenie działaczy. Uznali, że ta wypowiedź ośmieszyła PSL. Niezadowoleni członkowie Stronnictwa liczą, że po wyborach samorządowych uda się odwołać Piechocińskiego z funkcji prezesa.

Sprawa jest wielce wątpliwa, bo jeżeli ludowcy potwierdzą swój wynik sprzed czterech lat, to kwestia gadulstwa Piechocińskiego zejdzie na plan dalszy. Tym bardziej że przez jakiś czas obstawiano Marka Sawickiego, ministra rolnictwa, jako ewentualną alternatywę dla Piechocińskiego. Ale po słynnym wywiadzie, w którym Sawicki nazwał rolników frajerami, w zasadzie sam wyeliminował się z wyścigu do fotela prezesa partii. Piechociński więc będzie zapewne rządził partią aż do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych.

Miller spycha do narożnika

Podobnie rzecz się ma z Leszkiem Millerem. Część młodszych działaczy jest przeświadczona, że ich przywódca, choć sprawny organizacyjnie, spycha partię do postkomunistycznego narożnika, w którym trudno o nowych wyborców. Jednak innego pomysłu na lidera nie ma. Bezalternatywność jest tak duża, że nawet jeżeli SLD słabo wypadnie w wyborach lokalnych i nie utrzyma obecnego stanu posiadania w samorządach, to Miller i tak może pozostać u władzy. A według Rafała Chwedoruka, politologa z Uniwersytetu Warszawskiego, gorszy wynik SLD w wyborach lokalnych jest prawdopodobny. Jego zdaniem cztery lata temu Sojusz miał wyjątkowo dobry wynik, bo wybory lokalne były poprzedzone udaną kampanią prezydencką Grzegorza Napieralskiego. Tym razem nie ma tego bonusu, a więc Sojusz – według Chwedoruka – może liczyć najwyżej na 60–70 proc. tego, co ma obecnie w samorządach. Dla działaczy terenowych to będzie poważny problem, bo wielu z nich żyje dzięki udziale w lokalnej władzy.

Pewne jest jednak, że atak na PSL nie uratuje SLD i na odwrót. Sojusz, skupiając się na wsi, zupełnie nie potrafi znaleźć odpowiedzi na socjalne propozycje PO, które ostatecznie mogą pogrzebać partię Leszka Millera. Z kolei ludowcy nie są w stanie przedrzeć się przez poparcie Kościoła dla PiS, co na prowincji ma niebagatelne znaczenie.

Kolosy rodem z PRL

Paradoksalnie obie te partie, dziś zaciekle wojujące, więcej łączy, niż dzieli, choć działacze na pewno odżegnaliby się od takiej konstatacji. Obie mają swoje korzenie w PRL, choć wolą przyznawać się do tradycji przedwojennych. Mają rozbudowane struktury terenowe, często pochodzące właśnie z minionego systemu. Obie w latach 90. stanowiły potężne siły polityczne i powoli karlały, aż doszły do stanu obecnego jednocyfrowego poparcia. Niewykluczone, że teraz wzajemnie przyczynią się do swych porażek. ?

Polskie Stronnictwo Ludowe i Sojusz Lewicy Demokratycznej wypierane z tradycyjnych elektoratów przez dwie duże partie polityczne gwałtownie poszukują nowej bazy społecznej.

Ludowcy w tej kampanii postawili na wspieranie ubogich rodzin, a SLD na rolników. A więc zamienili się rolami z lat 90., gdy to Sojusz podnosił hasła wspierania najbiedniejszych rodzin i wymyślił np. program dożywiania dzieci w szkołach, a ludowcy dbali przede wszystkim o interesy rolników.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Kraj
Relacje, które rozwijają biznes. Co daje networking na Infoshare 2025?
Kraj
Tysiąc lat i ani jednej idei. Uśmiechnięta Polska nadal poszukuje patriotyzmu
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kraj
Jak będzie wyglądać rocznica koronacji Chrobrego? Czołgi na ulicach stolicy
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Kraj
Walka z ogniem w Biebrzańskim Parku Narodowym. „Pożar nie jest opanowany”
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne