– Chodzi o pierwszy krok. Jeśli humanitarny kryzys się nie rozwiąże, trzeba będzie przyjmować kolejne partie – mówi dyplomata z Rady UE.
W ciągu dwóch lat nasz kraj przyjmie 2 tys. uciekinierów z Syrii i Erytrei. W poniedziałek do przyznania im azylu zobowiązał się w Brukseli wiceszef MSW Piotr Stachańczyk. 1100 uchodźców przebywa w obozach we Włoszech i Grecji. Pozostali żyją pod ochroną ONZ w takich krajach jak Liban. Za pieniądze UE Polska będzie chciała przyjąć osoby, które mogą się łatwo zintegrować dzięki odpowiedniemu wykształceniu oraz chrześcijańskiemu wyznaniu. Wcześniej zostaną prześwietlone pod kątem przynależności do organizacji terrorystycznych.
Polskie źródła dyplomatyczne przyznają „Rz", że nasz kraj przez wiele tygodni starał się uniknąć takiego zobowiązania. Miał w tym naśladowców: Hiszpanię, Czechy, Słowację, Litwę. W Radzie UE Warszawa uciekała się do dość wątpliwych argumentów. Jednym z nich było to, że w Polsce nie ma mniejszości syryjskiej, przez co uchodźcom z tego kraju trudno będzie się zintegrować.
– To dość komiczne rozumowanie. Nie ma mniejszości syryjskiej właśnie dlatego, że Polska prowadziła bardzo restrykcyjną politykę imigracyjną – mówi zachodni dyplomata.
Polskie władze twierdziły także, że w każdej chwili zza wschodniej granicy może ruszyć fala ukraińskich imigrantów, w związku z czym nie możemy brać na siebie dodatkowych obciążeń. Tyle że od wybuchu rewolucji na Majdanie przyznaliśmy azyl zaledwie kilku Ukraińcom pod pozorem, że większość terytorium Ukrainy nie obejmuje wojna.