Sekretariat świętego Jana Pawła II wciąż w Rzymie działa

Ks. Sławomir Oder opowiada o kulisach procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego polskiego papieża

Publikacja: 18.04.2014 01:36

Ks. Sławomir Oder: Przez cały czas procesu czułem obecność Jana Pawła II

Ks. Sławomir Oder: Przez cały czas procesu czułem obecność Jana Pawła II

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Rz: Co czuje człowiek, który doprowadził do tego, że Kościół za kilka dni oficjalnie potwierdzi, iż papież Jan Paweł II jest święty?

ks. Sławomir Oder:

Ogromną radość. Radość i wdzięczność wobec Boga. Jestem przekonany, że ta kanonizacja jest bardzo ważna. Ona jest jakby podsumowaniem tego wielkiego pontyfikatu, ale także ważnego okresu w dziejach Kościoła i Polski. Teraz cały Kościół otrzymuje nowego orędownika i wzór do naśladowania. Ta radość jest też w sercu Polaka świadomego tego, że Jan Paweł II był wielkim darem narodu polskiego dla ludzkości. Jestem z tego dumny.

Księdza drogi trochę się z Janem Pawłem II przecinały. Po jego śmierci okazało się, że to ksiądz ma poprowadzić proces beatyfikacyjny. Zadawał sobie ksiądz pytanie: „dlaczego ja"?

Bardzo często się nad tym zastanawiałem. Mieszkając w Rzymie od wielu lat, spotykałem Ojca Świętego, ale to moje rzymskie życie biegło zawsze po drugiej stronie Tybru. Nie po tej watykańskiej, ale tej związanej z normalnym życiem diecezji. Tam skończyłem seminarium, pracowałem w kurii diecezji rzymskiej, zostałem rektorem kościoła. Ta moja praca koncentrowała się gdzieś indziej. Oczywiście Jan Paweł II pozostawał jakimś punktem odniesienia, i to wielowarstwowo: jako biskup Rzymu, papież i wreszcie Polak.

Dlaczego ja? Przeżywam to w kategoriach łaski. Wiem jednak, że osoby, które o tym decydowały, patrzyły na wiele kryteriów. Wydaje mi się, że brano pod uwagę moje doświadczenie w procesie rzymskim błogosławionego Stefana Frelichowskiego. Ale myślę, iż wzięto też pod uwagę, że moje życie toczy się na styku dwóch kultur językowych: włoskiej i polskiej. W kontekście tego procesu znajomość obu tych języków była bardzo ważna. Chyba było wiele takich elementów, które zdecydowały o tym, iż moi przełożeni zdecydowali, że mam to być ja.

Rozmawiał ksiądz z papieżem Benedyktem XVI o tym procesie? Jak ma przebiegać i wyglądać?

Miałem okazję rozmowy z papieżem, gdy polscy biskupi przyjechali do Rzymu w 2005 roku z wizytą „ad limina". Ale to nie było spotkanie poświęcone stricte procesowi beatyfikacyjnemu papieża, bo ja towarzyszyłem wtedy mojemu biskupowi Andrzejowi Suskiemu z Torunia. Zamieniliśmy tylko kilka słów na temat tego procesu. Papież był bardzo zainteresowany tym, co robię, chociaż tak naprawdę był to dopiero początek drogi. Wtedy, pamiętam, powiedział: „Róbcie szybko, ale dobrze". Następne nasze spotkanie odbyło się już po jego abdykacji, czyli już po ogłoszeniu Jana Pawła II błogosławionym.

Ale przecież był ksiądz na placu św. Piotra w Rzymie w czasie beatyfikacji. Cały świat widział, że podszedł ksiądz do papieża, który coś do księdza powiedział. Można wiedzieć co?

Każdy list, na którym jest napisane w jakimkolwiek języku świata „Jan Paweł II", trafia do mnie

Rzeczywiście, było to krótkie spotkanie, ale przebiegało ono w kontekście liturgicznym. To był piękny moment. Benedykt XVI miał niezwykłą celność wypowiedzi i potrafił w niewielu słowach zawrzeć przesłanie i wielkie uczucie. Nie powiem, co mi wtedy papież powiedział. Chciałbym zachować to tylko dla siebie.

W czasie tych kilku lat w obu procesach: beatyfikacyjnym i kanonizacyjnym, przesłuchano kilkudziesięciu świadków. Ilu ich było?

Nie mam pamięci do liczb, ale w przypadku procesu dotyczącego heroiczności cnót Jana Pawła II było to ponad 120 osób, około 40 w przypadku cudu francuskiego siostry Marie Simon-Pierre Normand i 15 w sprawie uzdrowienia Floribeth Mory Diaz z Kostaryki.

Zatrzymajmy się na cudach. Z jednej strony Francja, z drugiej Kostaryka. Nie szukał ksiądz jakiegoś przypadku w Polsce?

W trakcie procesu do mojego biura napływało sporo świadectw cudownych uzdrowień z całego świata. Najwięcej było z Polski, Włoch i Meksyku, bo te kraje roszczą sobie jakieś pretensje do Jana Pawła II, mówiąc o nim „nasz papież". I dało się wyczuć taką presję, by ten cud wyszedł z któregoś z nich.

Oczywiście, że brałem pod uwagę wszystkie świadectwa. Badałem je. Było kilka interesujących przypadków, ale w każdym brakowało jakiegoś elementu, który nie pozwoliłby ze stuprocentową pewnością stwierdzić, że mamy do czynienia z cudem. Natomiast uzdrowienia francuskie i kostarykańskie były bardzo dobrze udokumentowane. Miałem pełną dokumentację medyczną. I od początku można było zakładać duży stopień prawdopodobieństwa, że do cudu doszło. Tak też się stało, bo potwierdziła to ostatecznie Kongregacja ds. Kanonizacyjnych.

Gdy teraz na to patrzę, widzę, że jest w tym bardzo dużo logiki bożej. Takiej, która nie pozwoli – mimo tych silnych związków Jana Pawła II z Polską przez pochodzenie, z Włochami przez urząd, a z Meksykiem przez silny związek uczuciowy, jaki się wytworzył po pierwszej wizycie – na zawłaszczenie tego papieża. I to wydaje mi się przesłaniem bardzo uniwersalnym. To jest pójście od centrum życia Kościoła europejskiego aż na peryferie świata, na które dotarł ze swoim przesłaniem i działalnością apostolską Jan Paweł II.

Teraz na te peryferie świata ksiądz dociera razem z Janem Pawłem II.

Tak. Rzeczywiście z relikwiami papieża jeżdżę po całym świecie i daję świadectwo jego świętości. Ale to jest już działalność pozaprocesowa, bo przecież proces się skończył. Jednak w jego trakcie wytworzyło się takie przekonanie, że postulator i jego biuro to jest sekretariat, kancelaria osobista świętego Jana Pawła II. To znajduje swoje odzwierciedlenie w listach, które do nas przychodziły i wciąż przychodzą. Każdy list, na którym jest napisane w jakimkolwiek języku świata „Jan Paweł II", trafia do mnie. Często jest to wprost napisane: „sekretariat świętego Jana Pawła II".

Ale proces się skończył. Chyba powinien już ksiądz zamknąć biuro?

Nie robię tego, bo te listy wciąż płyną, ale trzeba będzie znaleźć jakąś formułę organizacyjną, która pozwoli na kontynuację tego zjawiska. Mam w biurze jedną panią, która pomaga mi to wszystko prowadzić i pewnie jeszcze przez moment zostanie. Ale docelowo myślę, że ten ruch korespondencyjny winien być skierowany do jakiegoś centrum, które będzie się zajmowało kultywowaniem pamięci i ochroną dziedzictwa Jana Pawła II. I chyba takim naturalnym kierunkiem powinno być Centrum „Nie lękajcie się", które powstaje w Krakowie, w Łagiewnikach. Chociaż część tej dokumentacji trafiła już do muzeum papieskiego w Wadowicach.

Przy grobie Jana Pawła II ludzie zostawiają różne karteczki z prośbami, podziękowaniami. One też trafiają do księdza?

Tak. Cała ta dokumentacja trafia do nas.

A były jakieś plany, by to wszystko zebrać i wydać? Pokazać całemu światu dowody świętości?

Niewielką część jako sygnalizację tego zjawiska opublikowałem właśnie w książce „Zostałem z Wami". Jest tam cały rozdział poświęcony tej rzeczywistości. Trzeba jednak pamiętać, że jest ona znacznie szersza i wydaje mi się, że wymagałaby jakiegoś opracowania. Mam nadzieję, że kiedyś do tego dojdzie.

Był taki moment w procesie beatyfikacji, gdy napotkał ksiądz przeszkodę, która wydawała się nie do pokonania?

Nie było czegoś takiego, jeśli idzie o pracę merytoryczną dotyczącą udowodnienia świętości. Ale był to pod wieloma względami proces bezprecedensowy i trzeba było wypracować nowe metody pracy i poszukiwania. Konieczne jest na przykład zrobienie kwerendy w archiwach. Zajmuje się nią komisja historyczna. W przypadku Jana Pawła II ogromna ilość dokumentów jest w Archiwum Watykańskim, do którego dostęp dla osób postronnych jest właściwie niemożliwy. I tu napotkaliśmy trudność.

Jak rozwiązaliście problem?

Znaleźliśmy rozwiązanie genialne w swej prostocie. Sformułowaliśmy problemy i postawiliśmy pytania, które następnie przekazaliśmy osobom mającym wgląd w archiwa. One prowadziły kwerendy i poszukiwania, formułując dla nas odpowiedzi. Inną sprawą był fakt, że wśród świadków były osoby, które są związane tajemnicą w związku z funkcją, jaką pełnią. Ze śmiercią papieża pewne problemy nie ustają, mają swoją ciągłość. Tu też musieliśmy szukać formuły do przesłuchania, by nie narażać tych osób na zdradę tajemnicy lub naruszenie dóbr osobistych.

A gdy ksiądz dostał opis francuskiego cudu, wiedział ksiądz, że ma w ręku to, czego szukał?

Tak. Od początku miałem pewność.

Od razu?? Nie wiem dlaczego, ale tam było coś, co kazało mi wierzyć, że to właśnie ten przypadek jest tym, na który czekałem. Może to jakaś intuicja. Nie wiem.

Zapytam inaczej. A może to Jan Paweł II podpowiadał: „To jest to. Idź w tym kierunku"?

Przez cały czas tego procesu czułem obecność Jana Pawła II. Niektóre wydarzenia potwierdzały to wprost, ale nie słyszałem żadnych podszeptów do ucha. Pamiętam jednak, że ten list z Francji był napisany bardzo skromniutko, właściwie kilka linijek opisu tego wydarzenia. Esencjalny, skromny, bez jakiegoś protagonizmu czy ekshibicjonizmu. Opis formalny tego, co się stało. Nawiązałem kontakt ze zgromadzeniem, rozmawiałem z siostrami. Byłem u lekarza, który prowadził siostrę. I utwierdziłem się, że ten wątek trzeba prowadzić.

Z cudem kostarykańskim było podobnie?

Tak. Tu jednak pojawiła się przeszkoda, o której mówiliśmy. Ale nie merytoryczna, tylko techniczna. Kobieta napisała do mnie list w podobnym duchu jak ten od sióstr z Francji. Krótki, rzeczowy opis bez autocelebracji. I tu też miałem pewność od początku. Ale okazało się, że moje e-maile do niej trafiają do spamu. I pamiętam, że był moment dramatyczny naszego oczekiwania, nawet zwątpienia w to, czy w ogóle uda się nawiązać kontakt. Jednak się udało.

W Janie Pawle II widzieliśmy też polityka. Pojawiały się zarzuty, że był bardziej politykiem niż pasterzem?

Nie, ale gdyby się pojawiły, byłyby bezpodstawne. Przecież był głową Państwa Watykańskiego, co pociąga za sobą także pewnego rodzaju obowiązki stricte polityczne. Ale papież nie uprawiał polityki jako takiej. Była to polityka boża. Głoszenie Ewangelii, prawdy o człowieku, to była jego polityka. To była narzędzie jego dyplomacji. I takie postrzeganie Jana Pawła II mieli też przedstawiciele świata polityki, z którymi w czasie procesu rozmawiałem. Oni jednoznacznie na to wskazywali. Mówili, że był bardzo dobrze zorientowany geopolitycznie, ale podkreślali, że kierował się przesłaniem płynącym z Ewangelii.

Jak odczytywać jednoczesną kanonizację Jana XXIII i Jana Pawła II?

Klucz do zrozumienia jest jednoznaczny. Początkowo idea papieża Franciszka, który połączył swoich poprzedników w jednej uroczystości, przewidywała kanonizację 8 grudnia. To wprost pokazuje chęć zwrócenia uwagi zarówno na wymiar maryjny obu pontyfikatów, jak i historyczny – rocznicę zakończenia obrad Soboru Watykańskiego II. Myślę, że właśnie na ten duch soborowy, który wciąż determinuje życie Kościoła, chciał zwrócić uwagę Franciszek. Proszę zauważyć: Jan XXIII – papież, który miał odwagę postawić Kościół wobec wyzwań świata współczesnego i otworzył sobór, rozpoczynając komunikację. I Jan Paweł II, któremu Opatrzność najpierw dała możliwość uczestnictwa w obradach soborowych, a potem interpretacji i wcielania w życie jego postanowień w długim pontyfikacie.

— rozmawiał Tomasz Krzyżak

Sławomir Oder (ur. 1960) jest doktorem praw obojga, prezesem Trybunału Apelacyjnego przy kurii rzymskiej i wikariuszem sądowym Trybunału Zwyczajnego w wikariacie diecezji rzymskiej. Był postulatorem procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego Jana Pawła II

Rz: Co czuje człowiek, który doprowadził do tego, że Kościół za kilka dni oficjalnie potwierdzi, iż papież Jan Paweł II jest święty?

ks. Sławomir Oder:

Pozostało 99% artykułu
Kościół
KEP: Edukacja zdrowotna? "Nie można akceptować deprawujących zapisów"
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kościół
Kapelan Solidarności wyrzucony z kapłaństwa. Był oskarżony o pedofilię
Kościół
Polski biskup rezygnuje z urzędu. Prosi o modlitwę w intencji wyboru następcy
Kościół
Podcast. Grzech w parafii na Podkarpaciu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
"Rzecz w tym"
Ofiara, sprawca, hierarchowie. Czy biskupi przemyscy dopuścili się zaniedbań w sprawie pedofilii?