Nie było dla niego tematów tabu. Poruszał wszystkie i dla wielu był jak wrzód, jak ptak kalający własne gniazdo – ale liczyli się z nim. Bo był jak wyrzut sumienia. Drążył, uwierał, kłuł w oczy. Nie przebierał w słowach. Mówił co chciał powiedzieć i nie szukał ozdobników. Nie bawił się w dyplomatę.
Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski uważał, że Kościół powinien być czysty jak łza
Czytaj więcej
W wieku 67 lat zmarł ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Kilka dni temu duchowny został przewiezion...
Jako jeden z pierwszych – blisko dwie dekady temu – apelował o to, by Kościół przeprowadził lustrację duchownych. Przez te apele ściągnął na siebie sporo kłopotów. Ówczesny metropolita krakowski, kard. Stanisław Dziwisz, zabraniał mu publicznych wypowiedzi. Nie zgadzał się na to, by opublikował książkę o uwikłaniu się księży we współpracę z SB – książka „Księża wobec bezpieki” wyszła ostatecznie w roku 2007 i stała się powodem ostracyzmu, którym duchownego objęto w jego środowisku. Isakowicz-Zaleski miał pełne prawo do podejmowania tej tematyki, bo właściwie od momentu wejścia w seminaryjne mury, w pierwszej połowie lat 70. XX w., był przez bezpiekę inwigilowany. Jako kleryk odbywał zasadniczą służbę wojskową w specjalnej jednostce dla kleryków, potem jako współpracownik ks. Kazimierza Jancarza był prześladowany, dwukrotnie ciężko pobity przez SB. Po latach okazało się, że donosili na niego m.in. koledzy w sutannach.
Czy Jan Paweł II mógł się mylić?
Isakowicz-Zaleski podnosił publicznie nie tylko kwestie współpracy duchownych z SB. Należał do nielicznych, którzy piętnowali homoseksualizm kapłanów. Głośno domagał się rozliczenia afery abp. Juliusza Paetza, którą w roku 2002 ujawniła „Rzeczpospolita”. Nie do końca wyjaśnioną sprawę molestowania seksualnego kleryków przez ówczesnego metropolitę poznańskiego uważał za matkę wszystkich kolejnych afer w polskim Kościele. W ostatnich latach wzywał do rozliczenia się Kościoła z przestępstw pedofilskich. Uważał przy tym, że Jan Paweł II – jako kard. Karol Wojtyła, metropolita krakowski – nie stanął na wysokości zadania i grzechy księży ukrywał. Wiele osób, które były poszkodowane przez księży szukało u niego pomocy, a on – tak jak potrafił – starał się pomagać.
Zdaniem ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego Kościół uzależnił się od władzy
Nie miał zbyt wielu przyjaciół na scenie politycznej. Z jednej strony głośno upominał się o rozliczenie zbrodni na Wołyniu i nie przyklaskiwał gestom pojednania między Polską i Ukrainą, czy między Kościołem katolickim w Polsce a Ukraińską Cerkwią Greckokatolicką. Z drugiej zaś publicznie – szczególnie w ostatnich latach – podnosił, że Kościół uzależnił się od władzy PiS. W pałacu arcybiskupim w Krakowie nie był zatem zbytnio pożądanym gościem. Zwłaszcza, że i w wewnętrznych sprawach Kościoła nie trzymał języka za zębami. Ujawniał skandale pedofilskie, to m.in. za jego sprawą opinia publiczna dowiedziała się o zaniedbaniach abp. Wiktora Skworca z czasów, gdy był biskupem w Tarnowie. Gdy abp Jędraszewski nałożył na księży nowe podatki nie wahał się przed ujawnieniem jego pisma w internecie. Być może niektórzy, prowadząc własne zakulisowe rozgrywki, wykorzystywali go, bo wiedzieli, że nie odmówi.