Jestem przekonany, że tak będzie. Sam papież na samym początku podkreślał, że chce konkretów. Te konkrety nie mogą – według mnie – polegać na tym, że pewne rozwiązania w jednym zgromadzeniu zakonnym czy diecezji będą stosowane, a w innych nie. Tu chodziło o zebranie propozycji, które po odpowiednim dopracowaniu będzie można stosować w całym Kościele powszechnym. Nie tylko w USA, krajach anglosaskich, Niemczech, ale wszędzie. Proszę pamiętać, że w poszczególnych krajach różne są warunki, różne szybkości rozwoju, różne mentalności. Te czynniki miały ogromny wpływ np. na procesy przejrzystości.
Ma ojciec na myśli Polskę?
Przejrzystość nigdy nie była mocną stroną w krajach byłego bloku sowieckiego z oczywistych względów. Przestawienie się teraz z kultury dyskrecji na kulturę przejrzystości nie jest łatwe. Kultura dyskrecji była w Kościele obecna zawsze, ale w przypadku tych krajów została jeszcze wzmocniona przez warunki zewnętrzne. To jest zmiana mentalności. Te zmiany mogą być przyspieszone poprzez zmiany prawne. Kardynał Marx zaproponował doprecyzowanie tzw. sekretu papieskiego. Abp Scicluna podczas briefingu dla mediów uznał, że w przypadku badania przestępstw wykorzystania seksualnego małoletnich jest on w zasadzie niepotrzebny. Przy interpretacjach, które mamy dziś także w Polsce, można się nim posługiwać w taki sposób, żeby całkowicie wykluczyć osoby uczestniczące w postępowaniu z różnego rodzaju informacji i może to prowadzić do sytuacji, że te osoby będą jeszcze bardziej zranione. Zreinterpretowanie tego sekretu, przyjęcie tego, co zaproponował kard. Marx, doprowadzi do tego, że postępowania kanoniczne będą bardziej przejrzyste dla ofiar. Taka norma może przyspieszyć proces przechodzenia z kultury sekretu do kultury przejrzystości.
Mówiąc o przejrzystości, często się podkreśla, że pierwsze normy dotyczące molestowania nasi biskupi wydali już w 2009 roku – dwa lata przed oficjalnym nakazem Watykanu. Ale można odnieść wrażenie, że potem był długi zastój i dopiero niedawno biskupi do tematu wrócili.
Wytyczne z 2009 roku są właśnie wyrazem kultury sekretu. Były normami, które przyjęto do stosowania, ale ofiary nie miały pojęcia o ich istnieniu, bo były poufne. Nie mogły w żaden sposób skontrolować, czy się do nich stosujemy. Proszę pamiętać, że każdy zgłaszający swoją krzywdę ryzykuje siebie. Im dłużej nosi się w sobie destrukcyjny sekret, tym trudniej jest go ujawnić. Łączy się to z poczuciem winy, z obawą przed kolejną traumatyzacją, ostracyzmem itp. Pełno mamy takich przykładów. Te pierwsze wytyczne z 2009 roku nie spowodowały jakiejś wielkiej fali zgłoszeń. W Kościele nie było chęci skłonienia ofiar do ujawniania się. To przyszło później. Tamte normy poprawiono według wskazań Stolicy Apostolskiej i upubliczniono. I tak naprawdę dopiero w 2015 roku po zatwierdzeniu wytycznych przez Stolicę Apostolską ofiary mogły poznać swoje prawa. Zaczęły się ujawniać i zgłaszać do biskupów. W kwestii przejrzystości nastąpiło u nas pewne przełamanie. Kościół zaczął zachęcać ofiary do zgłaszania się, mówił, że jest zainteresowany wyjaśnieniem spraw, także z przeszłości, podkreślał też, że inaczej jest w Kościele traktowana sprawa przedawnienia.
Czy do mówienia o przeszłości, ale też przyszłości, nie jest potrzebny raport otwarcia? Oszacowanie skali zjawiska? Biskupi na razie zaczęli zbierać dane statystyczne. To może być punkt wyjścia?