Zastanawiałem się, co nowego da się z siostry Faustyny jeszcze wykrzesać. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się więc myśl, by książkę jedynie przekartkować i napisać krótką recenzję. Wreszcie ją otworzyłem i... zamknąłem dopiero po kilku godzinach, przeczytawszy od deski do deski. Tym razem Czaczkowska sięgnęła po metodę nieznaną dotąd z jej prac. Chociaż w biografiach księdza Popiełuszki, kardynała Wyszyńskiego czy siostry Faustyny wreszcie pojawiały się elementy reportażowe, to jednak były na drugim, a może nawet trzecim planie.

Tym razem jest inaczej. Autorka stworzyła książkę od początku do końca reporterską. Pokazała niesamowite historie 12 osób, których życie zmieniło się dzięki spotkaniu świętej od Bożego Miłosierdzia. Co istotne, oni nie chcieli tego spotkania – może z wyjątkiem kardynała Macharskiego – to Ona ich znalazła. W jakimś stopniu pomogła, ale i zmusiła do poszukiwań. Choćby Luciana Boschetto.

W szpitalu pewna zakonnica położyła mu na chwilę rękę na piersi. Niemal natychmiast ustąpiły objawy paraliżu. Siostra chciała tylko jednego: odwiedzin po wyzdrowieniu. Pokazała mu jakiś nieznany kościół i odeszła. Po kilku miesiącach Luciano znalazł Łagiewniki. Odnalazł je również Zuk Spanca z Kosowa. Tego głęboko wierzącego w Allaha muzułmanina po ciężkim wypadku samochodowym dziwna siła ciągnęła do Polski. Pamiętał, że z samochodu wyniósł go jakiś mężczyzna. Jezusa Miłosiernego z obrazu, który powstał na polecenie siostry Faustyny, rozpoznał w Skierniewicach.

Takich historii Czaczkowska dostarcza więcej. Jest więc Żyd, który sławę zdobył, malując obrazy Jezusa, jest pijący od zawsze Mieczysław, jest generał Armii Krajowej, którego Boże Miłosierdzie uratowało co najmniej dziesięć razy. Jest wreszcie kardynał Franciszek Macharski, który od początku ufał...

Zgrabnie i plastycznie opowiedziane historie mogą wzruszać, mogą denerwować. Są jednak dowodem na to, że cuda zdarzają się każdego dnia. I że wcale nie muszą dotyczyć osoby wierzącej „od zawsze".