To specjalna instytucja działająca od 5 lat przy Związku Banków Polskich w Warszawie. Już drugą kadencję arbitrem jest sędzia Katarzyna Marczyńska.
W jednym ze swoich orzeczeń zasądziła ona od banku 1205 zł na rzecz dwóch jego klientów. Chodziło o prowizję od wcześniejszej spłaty kredytu. Gdy zainteresowani go zaciągali, bank za wcześniejszą spłatę nie pobierał ani grosza. Dopiero w kilka miesięcy później zmienił zasady, o czym listownie powiadomił kredytobiorców. Oni jednak twierdzili, że nie dostali powiadomienia. Nie wiedzieli też, że z powodu zmiany opłat mogli zrezygnować z umowy. Wygrali sprawę, bo bank nie udowodnił, że było inaczej. Podobnych spraw jest w arbitrażu więcej.
Sędzia Marczyńska zajmuje się sporami konsumentów z bankami, które dotyczą wartości nie wyższej niż 8000 zł, liczonej bez odsetek i innych kosztów. To niski próg dla osób, które np. zaciągnęły kredyty mieszkaniowe, i oznacza, że tylko w niektórych sprawach można uciec się do pomocy arbitra. Z tej formy załatwienia sporu nie można też skorzystać w sprawach książeczek mieszkaniowych i kredytów z dopłatami z budżetu państwa.
Arbitraż koncentruje się więc na takich sprawach, jak m.in. rachunki i lokaty bankowe, kredyty, karty płatnicze.
– Konsumenci się skarżą, np. na niezgodność reklam kredytów z rzeczywistym czasem zawarcia umowy, brak koordynacji działań pracowników banków, co powoduje, że trzeba wielokrotnie donosić brakujące dokumenty – czytamy w raporcie sędzi Marczyńskiej za 2006 r. Klienci spotkali się też z przekazywaniem nieprawidłowych danych do bazy Biura Informacji Kredytowej.