Sprawdzamy jak "Lokalna półka" działa we Włoszech

PiS przedstawił kolejny punkt obietnic wyborczych, czyli program „Lokalna półka”. W przestrzeni publicznej pojawiły się informacje, że podobne regulacje obowiązują we Włoszech. Włosi uważają, że włoska żywność jest najlepsza i kupuje tylko krajowe produkty – mówi Ewa Trzcińska, prezes Polskiej Izby Biznesowej we Włoszech.

Publikacja: 08.09.2023 03:00

Sprawdzamy jak "Lokalna półka" działa we Włoszech

Foto: AdobeStock

PiS przedstawił kolejny punkt obietnic wyborczych, czyli program „Lokalna półka” – obowiązek dla sklepów posiadania w swojej ofercie minimum 2/3 owoców, warzyw, produktów mlecznych i mięsnych oraz pieczywa pochodzących od lokalnych dostawców. Rządzący argumentują, że wzmocni to pozycję miejscowych producentów w łańcuchu dostaw żywności. W przestrzeni publicznej pojawiły się informacje, że podobne regulacje obowiązują we Włoszech. To prawada?

We Włoszech mamy od kilku miesięcy nowy rząd, też prawicowy. Premier Giorgia Meloni bardzo poważnie podchodzi do tego, co się dzieje we włoskich sklepach. Warto podkreślić chociażby, że zmieniono nazwę Ministerstwa Rolnictwa Żywności i Leśnictwa na Ministerstwo Rolnictwa Suwerenności Żywnościowej i Leśnictwa. Wracając do pytania, nie ma żadnego prawa, które nakazywałoby kupowanie sieciom czy jakimkolwiek sklepom produktów włoskich czy oficjalnie faworyzowało takie działania. Włosi są bardzo przywiązani do swojej żywności. „Made in Italy” jest dla nich podstawą. Jak wykazały badania przeprowadzane w maju, prawie 90 proc. Włochów uważa, że włoska żywność jest najlepsza i kupuje tylko krajowe produkty. To wielcy tradycjonaliści. Prawie połowa z nich co tydzień właściwie jada te same rzeczy.

Czytaj więcej

Kolejna obietnica PiS: Program "Lokalna półka"

Czyli nie trzeba nikogo przymuszać do sprzedawania i kupowania lokalnych towarów?

Nie. Sami Włosi je wybierają. Często są tygodnie regionów, np. Kalabrii czy Sycylii. W supermarkecie jest po prostu napisane, że jest to produkt pochodzenia włoskiego, produkowany z zachowaniem norm ochrony środowiska. Włosi są na to bardzo wyczuleni. Badania pokazują, że dla prawie 2/3 Włochów bardzo ważna jest ochrona środowiska. Na przykład modna jest akcja produktów kupowanych na tzw. kilometrze zerowym, które są sprowadzane od najbliższego rolnika i jeśli dany sklep ma takie produkty, to się tym chwali. Ale nie jest to narzucone prawem. Jedyna rzecz, jaką Włosi chcą unormować, to obrót sztucznym mięsem. Chcą być pierwszym krajem na świecie, który zakaże jego produkcji i sprzedaży. Jest projekt ustawy, który zakłada duże kary, np. od 10 tys. euro aż do 10 proc. rocznego obrotu dla firm, które nie dostosują się do nowych regulacji. Dla ministra suwerenności żywnościowej to kwestia ochrony jakości produktów, kultury i tradycji. Z kolei prezes Coldiretti – największego stowarzyszenia wspierającego włoskie rolnictwo, mówi, że wprowadzenie takiego zakazu pomoże utrzymać narodową kulturę kulinarną.

Przy czym my tutaj mówimy o sektorze, który wytwarza 1/4 krajowego produktu krajowego brutto, zatrudnia prawie 4 mln pracowników w 740 tys. gospodarstwach rolnych i 70 tys. zakładach produktu przemysłowego. Mówimy też o 330 tys. placówkach gastronomicznych i 230 tys. punktach sprzedaży detalicznej – to jest po prostu kolos. Mówimy o zupełnie innej ochronie i o innym dziedzictwie narodowym niż polskie. Jeśli my chcemy powiedzieć, jakie polskie produkty są znane na świecie, to oprócz wódki i krówek ciężko nam się na coś powołać. Włosi mają ponad 500 win o uznanym pochodzeniu, ponad 5 tys. tradycyjnych produktów żywnościowych o uznanym pochodzeniu regionalnym i około 300 specjalności uznanych przez struktury międzynarodowe.

Czy w przypadku wprowadzenia zapowiadanego przez PiS prawa produkty nie staną się droższe?

W jakiś sposób na pewno. Produkty pochodzenia lokalnego mogą być droższe. Na przykład jeśli chodzi o Włochów, to jak już powiedziałam, prawie 90 proc. ma zaufanie do włoskich marek spożywczych, ale co więcej, zgodnie z tym raportem prawie 64 proc., mimo okrojonego budżetu, często kupuje produkty markowe. Są droższe, ale dla Włochów ważne są walory etyczne i socjalne. Ponad 2/3 z nich odrzuca produkty, które mogą być szkodliwe dla zdrowia, a ponad 40 proc. nie kupuje tych, których produkcja może zaszkodzić środowisku.

Myślę, że zamiast nakładać odgórne nakazy, lepiej byłoby starać się wytworzyć w polskim konsumencie przekonanie, że polskie jest po prostu dobre i wtedy nie kupowałby on na przykład owoców sezonowych sprowadzanych z nie wiadomo skąd. Kupowałby polskie jabłka jesienią, polskie truskawki w okresie letnim i polskie śliwki węgierki jesienią, ale przede wszystkim musi być to produkt dobry.

Może takie regulacje są sposobem stymulowania rolnictwa i produkcji?

Kiedy się ustawę wprowadza, trzeba bardzo dokładnie ją rozpatrzyć. Na pewno wprowadzenie takich nakazów, że 2/3 produktów ma być pochodzenia lokalnego, może spowodować, że powstaną różnego typu próby obejścia tego przepisu. Wiemy, że przedsiębiorcy potrafią sobie poradzić z różnego typu regulacjami. To jest tylko moje zdanie jako konsumenta, ale ja chyba bym wolała, żeby po prostu było powiedziane, że to jest produkt polski i że mogę sobie wybrać, czy kupię piękne polskie jabłko lub ziemniaka polskiego zamiast holenderskiego. Ja jestem zawsze za wolnym rynkiem i wyborem konsumenta.

Czy proponowane przez rządzących przepisy nie naruszają europejskiej zasady swobody przedsiębiorczości?

Wrócę tutaj do przykładu włoskiego. Jakie są zarzuty wobec tego sztucznego mięsa, o którym wspomniałam? Włosi mogą zakazać produkcji syntetycznego mięsa celem ochrony lokalnych rolników i hodowców tylko we Włoszech. Nie mogą przecież zakazać importu, w związku z tym taki przepis może okazać się destrukcyjny dla włoskiego przemysłu, bo do kraju będzie przyjeżdżało sztuczne mięso z innych państw. Włosi mogą więc podjąć decyzje odnoszące się do swoich producentów, ale nie zabronią wejścia na rynek chociażby polskiego mięsa syntetycznego, co gwarantują swobody unijne. Myślę, że gdyby w Polsce pojawiły się takie przepisy, to one też okażą się podrzędne wobec przepisów Unii Europejskiej i bez dobrego wyważenia nie będą mogły być wdrożone.

PiS przedstawił kolejny punkt obietnic wyborczych, czyli program „Lokalna półka” – obowiązek dla sklepów posiadania w swojej ofercie minimum 2/3 owoców, warzyw, produktów mlecznych i mięsnych oraz pieczywa pochodzących od lokalnych dostawców. Rządzący argumentują, że wzmocni to pozycję miejscowych producentów w łańcuchu dostaw żywności. W przestrzeni publicznej pojawiły się informacje, że podobne regulacje obowiązują we Włoszech. To prawada?

We Włoszech mamy od kilku miesięcy nowy rząd, też prawicowy. Premier Giorgia Meloni bardzo poważnie podchodzi do tego, co się dzieje we włoskich sklepach. Warto podkreślić chociażby, że zmieniono nazwę Ministerstwa Rolnictwa Żywności i Leśnictwa na Ministerstwo Rolnictwa Suwerenności Żywnościowej i Leśnictwa. Wracając do pytania, nie ma żadnego prawa, które nakazywałoby kupowanie sieciom czy jakimkolwiek sklepom produktów włoskich czy oficjalnie faworyzowało takie działania. Włosi są bardzo przywiązani do swojej żywności. „Made in Italy” jest dla nich podstawą. Jak wykazały badania przeprowadzane w maju, prawie 90 proc. Włochów uważa, że włoska żywność jest najlepsza i kupuje tylko krajowe produkty. To wielcy tradycjonaliści. Prawie połowa z nich co tydzień właściwie jada te same rzeczy.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Droga konieczna dla wygody sąsiada? Ważny wyrok SN ws. służebności
Sądy i trybunały
Emilia Szmydt: Czuję się trochę sparaliżowana i przerażona
Zawody prawnicze
Szef palestry pisze do Bodnara o poważnym problemie dla adwokatów i obywateli
Sądy i trybunały
Jest opinia Komisji Weneckiej ws. jednego z kluczowych projektów resortu Bodnara
Sądy i trybunały
Sędzia Michał Laskowski: Tomasz Szmydt minął się z powołaniem