Zamach bombowy na meczet Eid-Gah w centrum Kabulu i to w trakcie żałobnej ceremonii matki prominentnego rzecznika talibów Zabihullaha Mudżahida miał przypomnieć nowym władzom Afganistanu, że mają gotowych na wszystko wrogów. Są nimi bojownicy organizacji terrorystycznej o nazwie Państwo Islamskie Prowincji Chorasan (ISKP). Jest to rozłamowe ugrupowanie tzw. Państwa Islamskiego działającego przed laty w Syrii i Iraku. Rozłamowcy pogodzili się już dawno z macierzystym samozwańczym kalifatem, otrzymując we władanie historyczną prowincję Chorasan w formie emiratu. Dawny Chorasan to spora część Azji Środkowej, od granic Pakistanu po wschodni Iran, w tym większość Afganistanu.
Swego czasu utrzymywali niezłe relacje z talibami, ale co najmniej od czasu, gdy ci rozpoczęli negocjacje z USA, uznali talibów za zdrajców i zaczęli ich traktować tak samo jak amerykańskich najeźdźców. Przy tym islamistów spod znaku ISKP niewiele od talibów różni, przynajmniej w sferze religijnego fundamentalizmu i fanatycznego przywiązaniu do szariatu.
Dziełem ISKP był samobójczy atak przed bramą lotniska w Kabulu w czasie sierpniowej ewakuacji, w którym zginęło 13 Amerykanów oraz 169 Afgańczyków.
Czytaj więcej
To nieprawda, że na naszym terytorium toczy się wojna zastępcza między Arabią Saudyjską a Iranem - podkreśla w rozmowie z „Rzeczpospolitą” jemeński dyplomata.
W niedzielnym zamachu na meczet zginęło co najmniej pięć osób. Talibowie rozpoczęli natychmiast zbrojną operację w północnych dzielnicach stolicy, starając się wykryć kryjówki islamskich terrorystów. W końcu zamach w takim miejscu i w takich okolicznościach nie mógł nie odbić się na prestiżu nowych władców. Tym bardziej że zamachy w Kabulu były do tej pory rzadkością. Już nieco wcześniej na północ od stolicy doszło do walk, po tym jak w wyniku wybuchu przydrożnej miny rannych zostało czterech talibów.