Jeśli niedzielna konwencja Porozumienia zostanie z jakiegoś powodu zapamiętana, to głównie dlatego, że pojawiło się na niej kilka nowych myśli. Nie było tyrad przeciwko politycznym przeciwnikom, nie było zaklęć o zewnętrznych i wewnętrznych wrogach. Zamiast tego padło kilka pomysłów, które rzadko pojawiają się przy takich okazjach: decentralizacja państwa, wzmocnienie instytucjami państwowymi upośledzonych rozwojowo regionów czy uprawianie realistycznej polityki europejskiej. Ale najciekawszy był pomysł włączenia produkcji czystej energii do głównego nurtu centroprawicowej myśli.
Można oczywiście dyskutować, na ile realistyczny jest przedstawiony przez minister Jadwigę Emilewicz program Energia+ i ile kosztować może jego realizacja, ale po raz pierwszy od dawna na prawicy pojawiło się coś świeżego: myślenie o czystej energii jako działaniu wspierającym samorząd, rodzinę i przedsiębiorczość. Kwestie środowiska i klimatu dotąd zarezerwowane były wyłącznie dla lewicy, prawica zaś kojarzyła się raczej z obroną węgla i natrząsaniem się z tych, którzy ostrzegają przed efektami globalnego ocieplenia.
Zaryzykuję tezę, że pomysły partii Gowina miały być nie tylko propozycją PiS Light, ale czuć było w nich swoista polemikę z... ruchem Roberta Biedronia. To właśnie Biedroń za punkt wyjścia swojej polityki przyjmuje nie ideologię, lecz doświadczenia zwykłych Polaków. I to właśnie była konwencja skierowana do tych, dla których degradowanie się prowincji, bezradność wobec trującego nas wszystkich smogu i biurokratyczne bariery dla przedsiębiorców ważniejsze są od wzniosłych politycznych idei, od wstawania z kolan i odwracania kijem biegu Wisły.
Ale problemem Porozumienia nie jest brak pomysłów ani nawet brak determinacji do ich realizacji, lecz wiarygodność. Bo każdy obserwator zadał sobie pytanie, czy Gowin ma być jedynie listkiem figowym czy też ma szanse realnie zmienić Zjednoczoną Prawicę. Pamiętamy, że przed poprzednimi wyborami Gowin został ogłoszony kandydatem na szefa MON. Do MON poszedł Antoni Macierewicz, a co działo się później, też doskonale pamiętamy. Jeśli PiS chce wygrać kolejne wybory, musi przekonać centrowych wyborców, że tym razem będzie inaczej.