Na wiele więcej niż obrona nie starczało sił, a może i chęci – Polska uchodziła za bierną w sprawach unijnych.
– Pokażcie jakiś program dla przyszłości wspólnoty, nawet kontrowersyjny, to będzie o czym dyskutować – podpowiadali Niemcy, nasi najważniejsi partnerzy w UE.
I taki program, plan reform UE, właśnie się pojawił. Data może budzić wątpliwości. Jest kilka dni przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, a dopiero w kampanii rząd zdecydowanie porzucił uniosceptyczne hasła, widząc przywiązanie Polaków do Wspólnoty.
Podobne plany przedstawia jednak teraz wiele innych państw członkowskich, a i w nich odbywają się te same wybory. Do rychłego przedstawienia zachęcano zresztą na niedawnym nieformalnym szczycie UE w Rumunii. Czyli szczyt kampanii wyborczej wygląda na normalne okoliczności prezentacji dokumentu, który w innych – ze względu na swój specjalistyczny charakter i brukselski język – wzbudziłby mało emocji.
Propozycje są odległe od koncepcji jeszcze więcej Unii w Unii, czyli dalszej integracji. Pojawia się w nich „czerwona kartka", którą grupa parlamentów narodowych mogłaby pokazać Komisji Europejskiej, forsującej jakąś inicjatywę ustawodawczą.