W miniony weekend polskie media żyły informacjami napływającymi ze Sztokholmu lub wezwaniami do podpisywania apelu domagającego się, by TVP – wbrew wcześniejszym zapowiedziom – zdecydowała się na bezpośrednią transmisję zaplanowanej na wtorek uroczystości wręczenia Oldze Tokarczuk Nagrody Nobla. Niechęć naszej telewizji państwowej do szczegółowego relacjonowania tego wydarzenia została zresztą dostrzeżona także w Szwecji.
Śledzeniu wydarzeń ze Sztokholmu towarzyszyły oczywiście ciekawość i emocje. Zabrakło zaś tego, czego w ogóle nie mamy dzisiaj w nadmiarze: chęci do pogłębionej refleksji. Tymczasem wykład, jaki w sobotę wygłosiła Olga Tokarczuk (przywilej należny każdemu laureatowi literackiej Nagrody Nobla), takiego właśnie pochylenia i zamyślenia wymaga.
Od wielu dziesięcioleci nie było tak istotnego i tak słuchanego przez świat wystąpienia polskiego pisarza (formy męskiej użyłem tu nieprzypadkowo, bo płeć autora nie ma w tym przypadku znaczenia). Dwadzieścia trzy lata temu Wisława Szymborska skupiła się w swym sztokholmskim wykładzie na istocie poezji i roli słowa. To, co w minioną sobotę postanowiła przekazać nam wszystkim Olga Tokarczuk, wychodziło także od literatury, ale było przede wszystkim refleksją nad dzisiejszym światem.
W wystąpieniu wolnym od bieżącej polityki i ideologii Olga Tokarczuk doceniła ogromną wagę literackiej narracji prowadzonej w pierwszej osobie. Uznała ją za jeden z fundamentów cywilizacji Zachodu, gdyż to dzięki niej człowiek stał się twórcą i bohaterem takich opowieści. Niemniej jednak nie sposób nie dostrzec jej zdaniem faktu, że dysponując taką formą literacką, stajemy się często bezradni w opisie współczesnego świata z jego natłokiem „informacji sprzecznych ze sobą, wzajemnie się wykluczających, walczących na kły i pazury".
W dzisiejszym świecie popularne są gotowe formułki, kategorie, jasne podziały. Tym tendencjom zaczyna także ulegać literatura. Siła pisarstwa Olgi Tokarczuk polega przede wszystkim na tym, że w jej książkach nie ma gotowych recept i odpowiedzi. Wychodzi od stawiania pytań, mnożenia wątpliwości, poszukiwania w opowieściach uniwersalnych paraboli. To zresztą jeden z powodów, dlaczego nie akceptują jej książek u nas ci, którzy świat woleliby widzieć w konkretnych barwach, bez mnożenia wielorakich odcieni i z wyrazistym określeniem tego, co dobre, a co złe.