Wielu analitykom wydawało się, że rekordowo niskie wówczas poparcie dla SLD stanowi karę, którą wyborcy wymierzyli partii Millera za skandaliczne afery korupcyjne.
Po czyśćcu, jakim będzie zesłanie jej do drugiego pod względem znaczenia szeregu ugrupowań politycznych, zreformowana partia postkomunistyczna miała jakoby odzyskać swoje wpływy, aby w stosunkowo niedługim czasie zająć na powrót lewe skrzydło polskiej demokracji.
Wynik LiD w najmniejszym stopniu nie sygnalizuje tej tendencji, ale utwierdza w przekonaniu, że ugrupowanie postkomunistyczne skazane jest na rolę co najwyżej trzeciej partii na polskiej scenie politycznej.
Rezultat ten trudno tłumaczyć fundamentalnym błędem LiD, która na swoją twarz wybrała Aleksandra Kwaśniewskiego. Okazało się, że popularność byłego prezydenta nie zrekompensuje jego politycznych i alkoholowych wpadek.
Polska jednak się zmieniła – kilka lat temu podobne zachowania dzięki pomocy mediów i środowisk opiniotwórczych nie przeszkodziły Kwaśniewskiemu drugi raz zdobyć prezydentury. Obecnie Kwaśniewski mógł kosztować LiD nieco głosów, ale wynik tego ugrupowania jest efektem poważniejszych tendencji. Podstawowa konfrontacja na polskiej scenie politycznej przeciwstawia sobie PO i PiS. Można przyjąć, że ostatnie wybory były w dużej mierze plebiscytem za lub przeciw rządom PiS. Charakter taki nadały im główne media i ośrodki opiniotwórcze prowadzące kampanię przeciw partii Kaczyńskich. Nic dziwnego więc, że wyborcy niechętni PiS wybierali jego silniejszego przeciwnika. Jest to naturalna dynamika demokracji, gdzie co najmniej w tym samym stopniu głosuje się przeciw, co za.