Pierwszy chór wyśpiewujący żale swoich członków powstał trzy lata temu w brytyjskim Birmingham. Inicjatywa tak się spodobała, że nowe chóry zaczęły się pojawiać jak grzyby po deszczu. Wkrótce swe deprymujące przeżycia zaczęli wyśpiewywać także mieszkańcy Budapesztu, Melbourne, Singapuru, Chicago oraz Wrocławia. Projekt dotarł też do szwedzkich miast: Ume, Malmö, Uppsali, a teraz do Sundbybergu pod Sztokholmem.

– Każdy naród uważa się za wyjątkowy, jeżeli chodzi o skłonności do narzekania. W rzeczywistości wszyscy narzekamy mniej więcej w tym samym samym stopniu, tylko powody mamy inne – mówi „Rz” Helena Sedler, kustosz z parku sztuki w Sundbyberg, gdzie można zobaczyć wideoinstalację przedstawiającą chóry narzekań z różnych miast świata. I tak mieszkańcom Petersburga nie podoba się, że muszą ubiegać się o wizę, by wyjechać za granicę, a panie z tego miasta drażni to, że zwykle oświadczają im się sami nieudacznicy. Mieszkanki Singapuru narzekają na niszczącą im fryzury wilgotność powietrza.

Mieszkańcy Helsinek, którzy zgłosili aż 3000 skarg, wypominają swoim przodkom, że na teren osiedlenia nie wybrali bardziej słonecznego miejsca. Denerwuje ich to, że choć wciąż wycina się lasy, w toaletach brakuje papieru toaletowego. Irytuje ich też brak dobrych obyczajów w saunie. Ci, którzy ją rezerwują, przychodzą za wcześnie i na domiar złego nie pytają o pozwolenie podwyższenia temperatury.

Co denerwuje mieszkańców Sundbybergu? Lokalni politycy, zapowiedź zbudowania centrum handlowego oraz brak środków antykoncepcyjnych dla mężczyzn.

– Chóry pełnią rolę katalizatora uczuć i mają działanie terapeutyczne – przekonuje Helena Sedler. Zatem, by należeć do chóru, nie trzeba być osobą muzykalną. Wystarczy chęć wyśpiewania swoich żalów.