[b][link=http://blog.rp.pl/gabryel/2009/07/02/zero-tolerancji-dla-narkotykow/]Skomentuj na blogu[/link] [/b]
Dane nie pozostawiają wątpliwości. W ciągu pierwszych trzech miesięcy tego roku o ponad 6 proc. spadła liczba wszczętych spraw karnych w odniesieniu do wszystkich przestępstw, ale już liczba postępowań zainicjowanych w sprawach przestępstw narkotykowych wzrosła o niemal 8 proc. Nadto, o ile w 2006 roku Centralne Biuro Śledcze zajmowało się 85 gangami trudniącymi się narkobiznesem, o tyle w 2008 roku – aż 147. Gwałtownie przybywa też narkomanów. Według Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii w ostatnich latach ich szacunkowa liczba wzrosła z 35 – 70 tys. do 100 – 120 tys.
Jak to zwykle w podobnych przypadkach bywa, pojawia się również coraz więcej ludzi wzywających – z jednej strony – do legalizacji niektórych narkotyków i dekryminalizacji posiadania niewielkich ich ilości na własny użytek, a z drugiej – do surowego traktowania narkotykowych gangsterów.
Zwolennicy takiego rozluźniania polityki karnej wobec ludzi zażywających narkotyki zazwyczaj stawiają sprawę mniej więcej w taki sposób: "Czy naprawdę warto wydawać masę publicznych pieniędzy na przeszukiwanie plecaków i wywracanie kieszeni licealistom w sytuacji, gdy na dilerów narkotyków i ich producentów przymyka się oko?" Na tak, fałszywie, sformułowane pytanie odpowiedź nasuwa się jedna: oczywiście, nie warto.
Co innego jednak, gdy to samo pytanie postawimy inaczej: "Czy naprawdę warto wydawać masę publicznych pieniędzy na przeszukiwanie plecaków i wywracanie kieszeni licealistom po to, by dotrzeć do dilerów narkotyków i ich producentów?" Ależ, oczywiście, warto.