Są wśród nich takie autorytety polityczne, jak profesor Rita Süssmuth, była przewodnicząca Bundestagu, wielcy historycy, jak profesor Heinrich August Winkler, pionier badań nad aktami komunistycznych służb, jak pastor Joachim Gauck czy ludzie enerdowskiej opozycji, jak: Markus Meckel, Rainer Eppelmann i Wolfgang Templin.
Ludzie sumienia zza Odry przypominają, że to, co się skończyło w 1989 roku, miało swój ponury początek w roku 1939: w pakcie RibbentropMołotow i agresji Niemiec oraz ZSRR na Polskę.
To ważny głos. Zwłaszcza że dzisiejsza Rosja robi wiele, by zamazać związek między paktem, który połączył czerwonego i brunatnego satrapę, a wybuchem II wojny. Tak jak w czasach ZSRR przywódcy Kremla są dziś przekonani, że wystarczy zaprząc do działań tuzin "propaństwowych" historyków i uruchomić dyplomatyczne machiny, aby zamaskować niewygodne fakty. Moskwa wciąż lubi też zachęcać Niemcy do wskrzeszenia tradycji imperialnego sojuszu Prus i Rosji z XIX wieku. Idą za tym sugestie, by Berlin nie przejmował się zanadto aspiracjami państw od Estonii po Gruzję.
Pamięć o hańbie paktu RibbentropMołotow to także ostrzeżenie przed pokusą odrodzenia wielkomocarstwowej arogancji. A to do tej tradycji nawiązywał silny w Niemczech mit o tym, jak wielki Michaił Gorbaczow i potężny Helmut Kohl zdecydowali o wydarzeniach 1989 r.
Sygnatariusze listu wybierają inną tradycję. "Nie zapomnimy, że to przede wszystkim Polacy, za własną i naszą wolność, zadali pierwsze ciosy komunistycznemu systemowi" – podkreślają, oddając hołd uczestnikom wystąpień przeciw komunistycznej opresji. To ładne nawiązanie do obywatelskiej niemieckiej tradycji, która w wolnej Polsce widziała gwaranta demokratycznych Niemiec.