[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/gabryel/2009/10/26/prokuratorzy-o-dlugich-brudnych-rekach/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Wydawało się, że po serii wstrząsających informacji wydobytych wcześniej na światło dzienne w związku z tym skandalem nic już nie będzie w stanie nas w tej sprawie zaskoczyć. A jednak. Kolejne fakty ujawnione przez dziennikarzy „Rzeczpospolitej” oraz „Superwizjera” TVN są jeszcze bardziej szokujące.
Okazuje się bowiem, że olsztyński prokurator uchodzący do tej pory za pogromcę morderców Krzysztofa Olewnika o szczegółach tego śledztwa informował biznesmena, którego ta sama olsztyńska prokuratura – przy okazji innego dochodzenia – określiła mianem szefa grupy przestępczej.
Ale i to nie wszystko. Dziwnym trafem podsłuchane wówczas rozmowy prokuratora z „szefem grupy przestępczej” nigdy nie zostały wykorzystane przez białostocką Prokuraturę Apelacyjną (choć do niej trafiły) w prowadzonym przez nią śledztwie w sprawie korupcji w olsztyńskiej Prokuraturze Okręgowej. Białostoccy śledczy nie wystąpili bowiem do sądu – a w tym przypadku taką konieczność przewiduje prawo – o możliwość użycia stenogramów podsłuchów zdobytych przy innej okazji (w śledztwie toczonym wobec owego biznesmena) do sprawy korupcji w prokuraturze. A samo dochodzenie w sprawie korupcji wśród śledczych – jak się nietrudno domyślić – wkrótce umorzono.
Kto w tej sytuacji powinien chronić obywateli Rzeczypospolitej przed przestępcami poukrywanymi w policyjnych mundurach oraz w prokuratorskich togach? Szczególnie od przyszłego roku, kiedy wejdzie w życie – przeforsowana przez koalicję rządzącą Platformy Obywatelskiej i PSL, przy wsparciu SLD – ustawa, która uczyni z prokuratury całkowicie niezależną i samorządną korporację.