Tych dwóch wydarzeń, niestety, nie można oddzielić, tym bardziej że wiadomo, iż w rosyjskiej polityce nic nie dzieje się przypadkiem.
Nie wolno nam zapominać, że Nord Stream nie jest tylko przedsięwzięciem gospodarczym, ale także narzędziem politycznym Rosji umożliwiającym poszerzanie jej wpływów. A przecież już teraz Rosjanie zmuszają nas do podpisania niekorzystnego dla Polski kontraktu gazowego, wywierają nacisk na Litwę, zwiększają swoje wpływy na Ukrainie i Białorusi. Nic w tym nowego – przyzwyczailiśmy się, że Moskwa wokół swoich granic zawsze budowała jak najszerszą strefę wpływów. Ale przyzwyczaić się, to nie znaczy nie dostrzegać związanych z tym zagrożeń.
Dla Polaków nie bez znaczenia jest fakt, że najważniejszym rosyjskim partnerem przy budowie Nord Streamu są Niemcy. Tym bardziej że rosyjsko-niemiecka inwestycja prowadzona jest wbrew interesom Polski.
Wiem, że wszelkie historyczne analogie są ryzykowne i należy używać ich ostrożnie. Ale jeśli tak często wracamy do przeszłości, to także po to, aby wyciągać z niej wnioski, by lepiej rozumieć mechanizmy współczesnej polityki. A również po to, by nasi zachodni partnerzy rozumieli, skąd biorą się nasze obawy.
Cieszmy się więc, że przywódca rosyjskiego państwa w końcu gotów jest przyznać, iż za mord na elicie polskiego narodu odpowiada dawny przywódca sowieckiego imperium. Ale jednocześnie nie zamykajmy oczu na to, że Moskwa dalej prowadzi politykę imperialną. A zachodnia Europa łatwo poddaje się grze prowadzonej przez Kreml.