Marszałkowi nie zależało na kompromisie

Tydzień temu pisaliśmy w "Rzeczpospolitej", że decyzja Bronisława Komorowskiego w sprawie ustawy o IPN będzie sprawdzianem intencji marszałka. Dziś już wiemy – test wypadł jak najgorzej.

Aktualizacja: 29.04.2010 19:52 Publikacja: 29.04.2010 19:49

Komorowski podpisał ustawę, która otwiera drogę do uzależnienia prezesa IPN od rządzącej większości. Ustawę, która przerywa kadencję Kolegium IPN i oddaje wybór nowych władz Instytutu w ręce naukowców – środowiska, które lustracji się sprzeciwiało wyjątkowo gwałtownie i które zlustrować się nie dało.

Jak cyniczny żart brzmią słowa marszałka, który zadeklarował, że "otwiera się także możliwość rozmowy z Kolegium IPN o tym, czy w sposób należyty zachowana jest niezależność prezesa". Ustawa, którą właśnie podpisał Komorowski, tę niezależność ogranicza. Przyjęta w niej zasada, że nowy szef Instytutu może zostać odwołany przez posłów zwykłą większością głosów, może sprawić, że następni prezesi drżeć będą przed sugestiami nadchodzącymi z Sejmu.

Nie jest tajemnicą, że spór o IPN jest wyjątkowo ostry. Platforma nie wyciągnęła żadnych wniosków z listów wybitnych naukowców, którzy wzywali Senat do odrzucenia nowej ustawy. Nie wysłuchała wezwań kardynała Henryka Gulbinowicza i arcybiskupa Ignacego Tokarczuka, aby nie zmieniać kształtu IPN. Zlekceważyła też sugestie wielu swoich własnych członków, starych opozycjonistów, takich jak Jan Rulewski, którzy się sprzeciwiali nowym przepisom. Komorowski nie okazał się mediatorem szukającym zgody ponad podziałami. Źle to wróży stylowi jego – ewentualnej – prezydentury.

Gdyby Bronisław Komorowski chciał szukać jakiegokolwiek kompromisu, to odesłałby ustawę do Trybunału Konstytucyjnego. Dałoby to czas potrzebny do mądrej mediacji, szukania rozwiązania, które pozwoliłoby złagodzić napięcia wokół Instytutu.

Dziś pole kompromisu gwałtownie się skurczyło. PO przeforsowała swój cel. A marszałek Sejmu dał nam do zrozumienia, że nie zamierza czekać na wynik wyborów – już teraz czuje się jak prezydent wybrany w powszechnym głosowaniu, a nie jak tymczasowy zastępca zmarłej tragicznie głowy państwa. Swoją decyzją pokazał też, że PO przed wyborami nie zamierza się samoograniczyć, ale że bez skrupułów politycznie wykorzysta smoleńską tragedię.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/semka/2010/04/29/marszalkowi-nie-zalezalo-na-kompromisie/]Skomentuj[/link][/ramka]

Komorowski podpisał ustawę, która otwiera drogę do uzależnienia prezesa IPN od rządzącej większości. Ustawę, która przerywa kadencję Kolegium IPN i oddaje wybór nowych władz Instytutu w ręce naukowców – środowiska, które lustracji się sprzeciwiało wyjątkowo gwałtownie i które zlustrować się nie dało.

Jak cyniczny żart brzmią słowa marszałka, który zadeklarował, że "otwiera się także możliwość rozmowy z Kolegium IPN o tym, czy w sposób należyty zachowana jest niezależność prezesa". Ustawa, którą właśnie podpisał Komorowski, tę niezależność ogranicza. Przyjęta w niej zasada, że nowy szef Instytutu może zostać odwołany przez posłów zwykłą większością głosów, może sprawić, że następni prezesi drżeć będą przed sugestiami nadchodzącymi z Sejmu.

Komentarze
Bogusław Chrabota: Alcatraz, czyli obsesja Donalda Trumpa rośnie
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Trump to sojusznik wysokiego ryzyka dla Nawrockiego
Komentarze
Estera Flieger: Po spotkaniu Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem politycy KO nie wytrzymali ciśnienia
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Donald Tusk w orędziu mówi językiem PiS. Ale oferuje coś jeszcze
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Nie wykręcajcie nam rąk patriotyzmem, czyli wojna pod flagą biało-czerwoną
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne