Tak należy odczytywać wyprawę szefa MSZ Radosława Sikorskiego, który w poniedziałek zabrał grupę biznesmenów z branży petrochemicznej i budowlanej do Trypolisu i Bengazi na spotkanie z tamtejszymi władzami. Polacy chcieliby dokończyć m.in. budowę portu i otrzymać pieniądze za już wykonaną pracę. Nasze firmy liczą na poszerzenie dotychczasowej współpracy przy wydobyciu ropy m.in. o poszukiwanie nowych złóż i budowę infrastruktury. Są też konkretne plany współpracy wojskowej. Przejściowe libijskie władze zapewniają, że będą respektować wcześniejsze kontrakty, ale muszą sprawdzić czy nie dochodziło przy ich zawieraniu do korupcji.
To dla Polski szansa. Przyglądanie się kontraktom najbardziej może zaszkodzić firmom z Włoch, Francji czy Wielkiej Brytanii, które zbijały fortuny na konszachtach z reżimem Kaddafiego. Teraz nowe libijskie władze, która panicznie boją się oskarżeń o korupcję, a także z powodów historycznych nie przepadają np. za Włochami, mogą zechcieć przyciąć tamtym krajom skrzydła. Polska, która ma dobrą opinię w Libii może na tym skorzystać. Odpowiednio wczesny lobbing i wyrabianie sobie dojść ma więc jak najbardziej sens, nawet jeśli władze się jeszcze kilka razy zmienią i wciąż nie wiadomo jaki system gospodarczy będzie w Libii.
MSZ jest oczywiście powołane do tego, aby zabiegać o nasze interesy gospodarcze za granicą. Rodzi się jednak pytanie co w sprawie naszych interesów w Libii robi Ministerstwo Gospodarki. Także sprawą gazu łupkowego zajmuje się MSZ. Czyżby w rządzie panowało przekonanie, że ministerstwo Waldemara Pawlaka potrafi głównie pilnować interesów PSL a nie kraju?