W niedzielnym programie „Loża Prasowa” w TVN24 powiedziałem, że rząd PO dotuje na różne sposoby środowisko „Krytyki Politycznej”. Ta uwaga była częścią debaty o stosunku Donalda Tuska do Kościoła i religii.
Moja teza była taka: z jednej strony Tusk broni krzyża i przestrzega przed laicyzowaniem Polaków na siłę. Ale z drugiej wspiera grupę, która jest przeciw obecności krzyża i religii w sferze publicznej. A to wsparcie przybiera różną postać – choćby wydania ogromnych sum na zorganizowanie we Wrocławiu Kongresu Kultury Polskiej według recept ludzi Krytyki, którzy przeważali wśród organizatorów i moderatorów.
Na to wybuchnął wicenaczelny „Gazety Wyborczej” Piotr Stasiński. Stwierdził, że to ja powinienem się wstydzić, bo jestem z gazety od lat wspieranej przez państwo. Stan nerwów redaktora pominę. Ale jeśli nie rozróżnia między dotowaniem czegoś, a posiadaniem w czymś udziałów, nie powinien być dopuszczony do matury.
Bycie udziałowcem nie oznacza wspierania przedsięwzięcia biznesowego budżetowymi pieniędzmi. Takich pieniędzy ani rząd PO, ani jakikolwiek inny, do „Rzeczpospolitej” nie dokładał.
Na dokładkę poprzedni właściciel „Rzeczpospolitej” od lat zabiegał, przy poparciu redakcji, o wykupienie rządowych udziałów, tyle że bez skutku. Jeśli więc by nawet uznać, że było to wspieranie, to takie, którego wspierani bardzo nie chcieli.