Jak dowiaduje się „Rzeczpospolita", Gowin już od pewnego czasu konsultuje z różnymi środowiskami nowy polityczny plan. Wczoraj przypomniał sekwencję wydarzeń z ubiegłego tygodnia: Donald Tusk ogłosił zmiany w OFE, Jarosław Kaczyński zapowiedział podniesienie podatków, a Leszek Miller poparł oba te pomysły. – Ktoś musi się temu przeciwstawić – mówił. To nie przypadek, że krakowski polityk właśnie teraz zdecydował o odejściu z Platformy.  Ustawienie się w roli tego, kto sprzeciwia się układowi Miller-Tusk-Kaczyński – jak się wydaje – będzie jednym z głównych przesłań jego politycznej inicjatywy.

Drugim będzie zapewne program gospodarczy. Bez wątpienia przedsiębiorcy nie mają powodów do radości, słuchając szefa rządu oraz lidera opozycji. Największą krytyką zapowiedzianych zmian w OFE nie były – nawet najbardziej surowe – komentarze ekonomistów, lecz gwałtowna reakcja inwestorów na warszawskiej giełdzie.

Inicjatywa Gowina, która na sztandary weźmie sobie wolny rynek, deregulację gospodarki i budowę silnego, ale ograniczonego państwa, to dobra wiadomość dla wszystkich konserwatywnych liberałów, którzy stanowią dużą część polskich przedsiębiorców.

Sęk jednak w tym, że to nie pierwszy pomysł na budowę nowej partii na prawicy. Nie udało się założycielom Polski XXI, Markowi Jurkowi, ani Zbigniewowi Ziobrze, ani twórcom PJN. Bo Polacy głosują – o co trudno mieć do nich pretensję – znacznie częściej na silne osobowości niż na programy, bardziej kierują się politycznymi emocjami niż chłodną ekonomiczną kalkulacją. Dość wspomnieć, że PiS przegrało wybory w 2007 r. mimo fantastycznej koniunktury gospodarczej, a cztery lata później mimo kryzysu Polacy znów zagłosowali na Platformę. Nowe ugrupowanie Gowina mogłoby więc mieć nawet najlepszy program, ale to za mało do osiągnięcia politycznego sukcesu.

Pytanie, czy Gowin wyciągnął naukę z porażek swych przeciwników. Wiele wskazuje, że sporo się nauczył. Odszedł w dobrym momencie – nie dał się wyrzucić z PO, lecz zrezygnował sam w proteście przeciw zmianom w OFE, a tym samym sam przejął inicjatywę. Tylko czy to wystarczy, by przekonać do siebie Polaków?