Ta informacja mignęła tylko w poniedziałkowych rosyjskich serwisach informacyjnych: w Czelabińsku, milionowym mieście na południowych krańcach Uralu, gdzie w połowie lutego tego roku spadł deszcz meteorytów, zawiązała się wspólnota wyznawców, oddających cześć  asteroidzie, która rozerwała się nad regionem. Wspólnota zażądała już od władz miejskich wydania szczątków ciała niebieskiego, które spadły do pobliskiego jeziora Czebarkul i wkrótce mają zostać wydobyte. Przywódca wiernych Andriej Breiwiczko jest zdania, że szczątki te zawierają informacje o „urządzeniu Wszechświata" oraz „zwód norm moralnych i prawnych, które pomogą żyć ludziom na nowym etapie rozwoju duchowego".

Ot, Czelabińsk – westchną niektórzy, przypominając ze śmiechem, że w rosyjskiej „geografii symbolicznej" miasto - serce przemysłu wojskowego, zwane dawniej „Tankogradem" zajmuje miejsce szczególne, będąc synonimem nie tyle prowincji może, co prostoty a nieraz – prymitywizmu obyczajów, a zarazem niezwykłej siły przetrwania.  „Staruszki w Czelabińsku są tak twarde, że nawet kierowcy ustępują im miejsca" – głosi jeden z setek produkowanych seryjnie żartów. Socjolog religii dorzuci garść danych o rozwoju najdziwniejszych sekt w posowieckiej Rosji, niedouczony postmodernista zacznie zastanawiać się, czy wielbłąd w herbie, w dodatku z garbem dziwnie podobnym do piramidy, nie jest świadectwem związków miasta ze starożytnym Egiptem, a facecjonista Jakub W. zdoła jakoś wpleść w tę opowieść kota jednego ze znienawidzonych przez siebie polityków.

Ja jednak wspominam raczej na wielkiego rosyjskiego myśliciela religijnego Włodzimierza Sołowiowa i opisaną przezeń w jednej z ni to relacji, ni to wizji sektę „dziuromodlców" – zapadłych w lasach Zachodniej Syberii chłopów, odłamu radykalnych starowierców, niepomnych już własnej przeszłości, których kult sprowadzał się do wiercenia w ścianie swej chaty dziury i modlenia się do niej: „moja święta dziuro, moja święta izbo, ocal mnie". Myślę o tym, jak bardzo ten agencyjny news nie potrzebuje felietonowego dłutka, jak najzupełniej wystarczy podać go do druku „poza wierszem i prozą, poza intencją i uzasadnieniem" jako świadectwo pustki zarazem i wielkiego głodu pochodzących gdzieś z wysoka prawd o „urządzeniu Wszechświata" i norm moralnych – pustki i głodu, które dochodzą czasem do głosu zupełnie niespodziewanie. Nie tylko w Czelabińsku.