„Do 2030 r. populacja Polski nie zmaleje. Dopiero później nastąpi spadek" przekonywał były szef „Solidarności" red. Marcina Zaborskiego. Ma to być argument przeciwko decyzji rządu o podwyższaniu wieku emerytalnego. Tyle, że przeczą temu fakty. Z prognozy przygotowanej przez ZUS wynika, że liczba Polaków zmaleje w tym czasie o 1,3 mln. Teraz jest nas 38,33 mln, za 17 lat będzie 37,05. Podobne dane prezentuje GUS. Według niego liczba Polaków zmaleje w tym okresie z 38,1 do 36,8 mln. Zanim poseł wypowie się tak kategorycznie, powinien sprawdzić podstawowe dane. No chyba, że uważa, iż kolejny milion Polaków, który zniknie z kraju to żadna strata. Dziwne jest też to, że osoba reprezentująca PiS, które prezentuje się jako partia sprzyjająca rodzinie, bagatelizuje demograficzny dramat jaki rozgrywa się na naszych oczach.
Kolejna wypowiedź: „Już dzisiaj dla czterech roczników polskiej młodzieży (ze względu na podniesienie wieku emerytalnego – przyp. red.) jest zablokowana naturalna wymiana. Emeryci odchodzący na emeryturę zostawiają miejsca pracy dla absolwentów. To oznacza dla 1 mln młodych wyrok – bezrobocie lub emigrację".
Panie pośle. To elementarny błąd w rozumowaniu i dowód na brak szacunku dla starszych osób. Mitem jest, że zabierają one pracę młodym bo nie jest tak, że liczba miejsc pracy w gospodarce jest reglamentowana. Tak naprawdę najlepiej dla niej (a tym samym dla obywateli) jeśli pracują wszyscy, którzy mogą. Bogactwo i dobrobyt bierze się z pracy. Jeśli osoby zdolne do niej nie są aktywne, a tak dzieje się jeśli masowo wysyłamy je na wcześniejsze emerytury, jest to dla gospodarki strata. Większa liczba pracujących to także wyższy popyt na dobra i usługi. A właśnie od nich zależy kondycja firm i dynamika tworzenia miejsc pracy. Co więcej jest odwrotnie niż chce poseł Śniadek – im więcej osób jest na utrzymaniu pracujących, tym muszą oni płacić wyższe składki, a przez to są drożsi i firmom trudniej ich zatrudnić. To klasyczne prawo ekonomii. Świadczenia nie biorą się z nieba, ale by je wypłacić trzeba opodatkować młodych. A jeśli towar jest droższy, to jest na niego mniejszy popyt.
Dowód? Dane z naszego rodzimego podwórka. Jeśli byłoby tak, jak chce poseł Śniadek, że osoby starsze wysłane na świadczenia zwalniają miejsca pracy i ułatwiają młodym zawodowy start nie mielibyśmy na początku tego wieku bezrobocia. Mieliśmy przecież wtedy rekordową liczbę osób na świadczeniach społecznych (emeryturach, rentach, zasiłkach i świadczeniach przedemerytalnych). Miejsc pracy powinno więc być jak lodu. A tymczasem w lutym 2003 r. wskaźnik bezrobocia osiągnął historyczne maksimum 20,7 proc. A teraz dane międzynarodowe. Na przykład w Szwecji pracuje 73 proc. osób w wieku 55-64 lata, a wskaźnik bezrobocia wynosi tam 8 proc. W Danii wskaźniki te wynoszą odpowiednio 60,8 proc. i 6,8 proc. Z kolei w USA pracuje 60,7 proc. starszych osób.
U nas jest to już blisko 40 proc. A jeszcze w 2004 r. wskaźnik ten wynosił zaledwie 26,2 proc. To wciąż bardzo mało bo oznacza to, że 6 na 10 Polaków w dość młodym wieku nie pracuje. Większość z nich pobiera jakąś formę świadczenia społecznego.