Kreml chce teraz odzyskać wpływ na całą Ukrainą, choć na razie nie robi tego środkami militarnymi. Służy temu wzmożenie kontroli, a nawet blokada ukraińskich towarów sprowadzanych przez Moskwę, podobnie jak zajęcie niektórych fabryk na terenie Rosji należących do ukraińskich oligarchów.

Najbardziej ucierpią na tym wschodnie regiony Ukrainy, gdzie przemysł jest nie tylko wyjątkowo rozbudowany, ale także szczególnie nastawiony na współpracę ze wschodnim sąsiadem. Putin ma nadzieję, że przekona w ten sposób mieszkańców Doniecka, Charkowa czy Ługańska do zbuntowania się przeciw nowemu ukraińskiemu rządowi za to, że – jak próbuje przekonać rosyjski prezydent – prowadzi kraj do gospodarczej katastrofy. W optymalnym dla Kremla scenariuszu destabilizacja wschodnich regionów kraju będzie tak duża, że nie da się przeprowadzić wyborów prezydenckich 25 maja. To bardzo osłabiłoby legitymację ekipy wyłonionej przez Majdan, a Moskwa nadal mogłaby głosić tezę, że do władzy w Kijowie dobrali się uzurpatorzy.

Rząd Arsenija Jaceniuka robi co może, aby temu przeciwdziałać. Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom rosyjskojęzycznej mniejszości, zapowiedział daleko idącą decentralizację kraju ?i zrezygnował z ubiegania się o członkostwo w NATO. Sprawnie posuwają się też rozmowy o udzieleniu przez MFW wielomiliardowego kredytu Ukrainie. Nowym władzom udało się zapobiec bankructwu kraju.

Ale nawet największa determinacja Jaceniuka siłą rzeczy przyniesie odczuwalne dla ludności efekty dopiero za wiele miesięcy. ?A to daje Putinowi aż nadto czasu, aby doprowadzić do rozpadu ukraińskiego państwa. W tej rozgrywce Kreml może tylko powstrzymać jedno: determinacja Zachodu, aby sankcje nałożone przez Brukselę ?i Waszyngton tak samo uderzały w warunki życia ?w Petersburgu i Moskwie, ?jak polityka Kremla uderza ?w gospodarkę Doniecka ?i Charkowa. Dopiero wówczas Putin być może jeszcze raz przemyśli sprawę.