- Idziemy do Parlamentu Europejskiego również dlatego, że dzisiaj w Europie są ludzie, którym ta biało-czerwona flaga nad Szczecinem się nie podoba - krzyczał Michał Kamiński 2 maja 2009 r. w Szczecinie. PiS inaugurował wtedy kampanię do Parlamentu Europejskiego. Lokalnego kandydata PO Sławomira Nitrasa porównał wtedy do rolki papieru toaletowego.
Dziś Nitrasa na listach PO już nie ma. Za to Kamiński jest. Mówi zupełnie co innego, ale jedno trzeba mu przyznać. Robi to z identycznym zapałem i zaangażowaniem. Trudno też się oprzeć wrażeniu, że Donald Tusk zaufał mu w 100 proc. O ile Kamiński, co nie jest już tajemnicą, był na zapleczu sztabu PO podczas wyborów w 2011 r., to dziś nie dość, że doradza w kampanii, to jeszcze stał się jej twarzą. Na kilka dni przed wyborami zdominował główne media.
- Odium PiS już nam mnie nie ciąży. Moje logiczne i racjonalne przejście do PO odbiło się tak szerokim echem, że akurat nikt mnie już nie kojarzy z PiS - przekonuje Kamiński w rozmowie z "Rz".
Z kolei w Radiu Zet ocenił starania rywali. - Nie podoba mi się kampania wyborcza PiS, w której padają obelgi pod adresem przeciwników, w której wykorzystuje się religię - argumentował.
Być może to doradztwo Kamińskiego sprawiło, że choć PO ma na listach dawnych działaczy SLD (Danuta Huebner, Dariusz Rosati), czy znaną z liberalnych poglądów minister Agnieszkę Kozłowską-Rajewicz, to uprawia kampanię skierowaną do innych wyborców. Zaczęło się w lutym, gdy po próbie krwawej pacyfikacji ukraińskiego Majdanu, Tusk zaostrzył antyrosyjską retorykę.