Codzienną walkę: polityczną, ekonomiczną, społeczną i, niestety, nadal militarną, o skorzystanie w pełni z podpisanej w piątek umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską – przed sobą.
Wiekopomny sukces odniósł też w piątek w Brukseli nowy prezydent Ukrainy Petro Poroszenko. Unijni przywódcy zaufali mu i przyjęli jego narrację w sprawie konfliktu ukraińsko-rosyjskiego. Postawili Moskwie ultimatum podyktowane przez Poroszenkę. Czegoś takiego Bruksela jeszcze nie widziała.
W ciągu doby się przekonamy, czy był to jednorazowy gest wobec Kijowa. Wszystko wskazuje bowiem na to, że Rosjanie nie wypełnią warunków ultimatum, którego termin upływa dziś, a przynajmniej tego najważniejszego – skłonienia prorosyjskich separatystów na wschodzie Ukrainy do zaprzestania działań wojennych. Na dodatek Rosjanie zabrali się do prowokowania konfliktu nie tylko w Donbasie, ale i innych regionach Ukrainy (zwłaszcza w graniczącym z Krymem obwodzie chersońskim).
Widać wyraźnie, że Moskwa nie zrezygnuje z planu odbudowy imperium, który bez podporządkowanej, słabej Ukrainy się nie uda. Będzie wtykała kije w szprychy roweru, na którym Ukraińcy pedałują na Zachód. Ma spory wybór ?– cła na ukraińskie towary, utrudnienia dla ukraińskich gastarbeiterów, propagandę w mediach, zaprzyjaźnionych ludzi na Zachodzie i armię prowokatorów.
Dlatego tak ważna jest teraz reakcja Unii. Za niewypełnienie warunków piątkowego ultimatum pogroziła Rosji nowymi sankcjami. Jeżeli znowu się okaże, że Europa nie jest stanowcza i nie chce widzieć, co Moskwa wyprawia u swojego sąsiada, to o histo-?rycznym charakterze umowy UE z Ukrainą szybko będzie można zapomnieć.