Kiedy Walter Cronkite zaczął robić materiały o Wietnamie, prezydent Lyndon Johnson powiedział: „Straciłem klasę średnią” (dziennikarz, który prowadził w CBS wieczorny serwis, miał wśród Amerykanów wyrobioną markę – informował ich o najważniejszych wydarzeniach, ufali mu i liczyli się z jego zdaniem; to reportaże Cronkite’a uświadomiły społeczeństwu, że Stany Zjednoczone wcale nie wygrywają tej wojny, a Biały Dom nie mówi na ten temat prawdy). Johnson – bardziej farmer z Teksasu niż urodzony prezydent – dobrze zrozumiał tę emocję i wiedział, że klasa średnia jest ważna.
Jak Donald Tusk wyobraża sobie klasę średnią
Wiele wskazuje na to, że i Donald Tusk ma tego świadomość. W Polsce od dłuższego czasu trwa dyskusja, jak zdefiniować klasę średnią. Powstaje również pytanie, kiedy właściwie się wykształciła – o ile to zakończony proces. W każdym razie, ogłaszając pociąg do Chorwacji, premier zdradził się z tym, jak sobie ją wyobraża i jakie według niego ma potrzeby. Polska klasa średnia spędza więc wakacje w Chorwacji, a połączenie kolejowe ma zapewniać rządowi jej poparcie.
Czytaj więcej
Co jest „naprawdę warte poświęceń po powstańczym dziele”, kiedy walka skończona? Zadać mogli sobi...
Dariusz Klimczak, minister infrastruktury, zapowiedział z kolei, że jego celem jest pociąg do Włoch i Austrii, by zimą Polacy mogli wyjeżdżać tam na narty. Wszak – jak sam powiedział w Radiu ZET – jest od tego, by zajmować się trudnymi sprawami.
Zostawmy na boku pytanie, czyje wyobrażenie o klasie średniej i wybieranych przez jej przedstawicieli destynacjach – Klimczaka czy Tuska – jest bliższe rzeczywistości. Trudno również dyskutować z tym, że przydałoby się więcej międzynarodowych połączeń kolejowych. Zgadzam się, nie otwierajmy również sporu, który opisuje nieestetyczna, acz popularna fraza: „Myć ręce czy nogi”, bo w szóstej gospodarce Unii Europejskiej powinna być rozwijana tak międzynarodowa kolej, jak i inne usługi publiczne. A jednak widzę dwa problemy.