Krzysztof Adam Kowalczyk: Debata TVP, czyli bestiarium bezsilności kandydatów w sprawach gospodarczych

W debacie telewizyjnej kandydatów na prezydenta dość chaotycznie wybrzmiewały ich poglądy na gospodarkę. Solidarnie zignorowali to, że prezydent w naszym kraju nie kształtuje polityki gospodarczej, a co najwyżej może ją torpedować.

Publikacja: 13.05.2025 00:14

Krzysztof Adam Kowalczyk: Debata TVP, czyli bestiarium bezsilności kandydatów w sprawach gospodarczych

Foto: PAP/Marcin Obara

Kampania przed wyborami prezydenckimi to u nas gigantyczna narodowa gra pozorów. Konstytucja nie daje prezydentowi wiele uprawnień, kandydaci udają więc, że bardzo dużo będą mogli zrobić. I bez zahamowań obiecują wyborcom złote góry, a wyborcy udają, że im wierzą.

W efekcie kampania wyborcza zmienia się w coś pośredniego między konkursem piękności a bestiarium zatrącającym momentami o wodewil. Nie inaczej też wyglądała poniedziałkowa debata w TVP.

Debata prezydencka TVP: Trudne decyzje, czyli kulą w płot

Skupię się tylko na bliskich mi wątkach gospodarczych lub choć częściowo o gospodarkę zahaczających. Pytany o decyzje trudne i niepopularne, jakie podjąłby jako prezydent, Szymon Hołownia obiecał ustawę zakazującą smartfonów, na szczęście tylko w szkołach. Marek Woch obiecał abolicję dotyczącą składek ZUS, Sławomir Mentzen – wprowadzenie konkurencji dla NFZ, a Magdalena Biejat – zwiększenie dostępu do kredytów na mieszkanie poprzez... ograniczenie zysków banków.

Czytaj więcej

Wybory prezydenckie 2025: Ostre starcie Trzaskowskiego i Nawrockiego. Pojawił się temat kawalerki w Gdańsku

W moich oczach żaden z kandydatów nie zdał tu egzaminu, bo najsilniejszą prerogatywą prezydenta nie jest inicjatywa ustawodawcza, ale możliwość wetowania ustaw lub kierowania ich do Trybunały Konstytucyjnego (o ile TK się odrodzi po latach smuty). Spodziewałbym się więc, że kandydaci przedstawią przykłady takich potencjalnych ustaw, których nie podpiszą robiąc wbrew elitom i przeróżnym lobbies. Tu jednak była posucha.

Wybory prezydenckie 2025: Wielkie deklaracje, czyli z motyką na słońce

Łatwiej w debacie było o snucie planów dotyczących spraw wielkich, wręcz poza zasięgiem polityków, np. demografii. Tu recepty na wyjście z zapaści kandydaci mają proste. Karol Nawrocki obiecuje wielki program powrotu polonusów z obczyzny, jakby efekty repatriacji w ostatnich dwóch dekadach nie były niewypałem. Grzegorz Braun chce ratować przyrost naturalny… wprowadzając antyaborcjonistów do Rady Bezpieczeństwa Narodowego.

Na szczęście były i bardziej rozsądne pomysły – od otwierania darmowych żłobków i budowy przedszkoli (wzorem Warszawy – Rafał Trzaskowski) po sprzyjanie stabilnej pozycji zawodowej i dochodowej młodych (Magdalena Biejat). Ale jak się to ma do prerogatyw prezydenta?

Jedyny wyraźny podział: za Unią Europejską i przeciw

Pytanie o to, jak Europa powinna odpowiedzieć na cła Donalda Trumpa, ujawniło bardzo silny podział na polityków prounijnych (Trzaskowski, Biejat, Senyszyn), polityków solidaryzujących się z Trumpem (Jakubiak), jawnych zwolenników wyjścia z UE (Braun), mniej jawnych (Mentzen) i miłośników „perspektywicznych rynków wschodnich”, jak kandydat Maciak nazywa Rosję.

Czytaj więcej

Krzysztof A. Kowalczyk: Pytam kandydatów na prezydenta: które ustawy podpiszecie? Czas na konkrety

Sęk w tym, że polityka celna jest w Europie prerogatywą Unii Europejskiej, której kierunek wraz z Komisją Europejską nadają szefowie rządów zasiadający w Radzie Europejskiej. Podobnie zresztą z wieloma innymi programowymi postulatami przyszłych prezydentów/prezydentek. Mają one tyle szans na realizację, ile poparcia społecznego mają ugrupowania stojące za kandydatami. Czyli w większości przypadków liczone w ułamkach procenta.

Bezsilna głowa państwa

Nasza nieszczęsna konstytucja czyni z prezydenta figurę bezsilną, choć wyłaniają wielkim wysiłkiem narodu w wyborach bezpośrednich. Owszem, ma on inicjatywę ustawodawczą, ale to od rządzącej większości zależy los prezydenckich ustaw. Głowa państwa może więc co najwyżej podstawiać nogę rządzącej koalicji, jak często z zapałem czyni obecny prezydent Andrzej Duda.

Kampania przed wyborami prezydenckimi to u nas gigantyczna narodowa gra pozorów. Konstytucja nie daje prezydentowi wiele uprawnień, kandydaci udają więc, że bardzo dużo będą mogli zrobić. I bez zahamowań obiecują wyborcom złote góry, a wyborcy udają, że im wierzą.

W efekcie kampania wyborcza zmienia się w coś pośredniego między konkursem piękności a bestiarium zatrącającym momentami o wodewil. Nie inaczej też wyglądała poniedziałkowa debata w TVP.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Czy po debacie Karol Nawrocki pozwie Szymona Hołownie za nazwanie go kłamcą?
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Czy krótka pamięć zaważy na wyniku wyborów prezydenckich?
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Nudna debata ludzi zmęczonych. Wygrali ci, którzy poszli spać
Komentarze
Kto jak wypadł w debacie TVP? Jest jeden kompletnie przegrany
Komentarze
Bogusław Chrabota: Stambuł – zasadzka czy szansa dla Zełenskiego?
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem