Michał Szułdrzyński: PiS na ostatnią chwilę wraca do lex Tusk i ścigania lidera PO. Kto na tym straci?

Jarosław Kaczyński nie mógł pozwolić, by Donald Tusk odniósł sukces. Dlatego musiał powołać komisję lex Tusk tuż przed wyborami, choć nic ona już nie ustali. Ale bez tego elektorat mógłby poczuć się przez PiS oszukany.

Publikacja: 30.08.2023 13:08

Gdy PiS ogłosił, że przed wyborami komisji lex Tusk nie powoła, Donald Tusk ogłosił sukces, podzięko

Gdy PiS ogłosił, że przed wyborami komisji lex Tusk nie powoła, Donald Tusk ogłosił sukces, podziękował swoim sympatykom za to, że pomogli mu zatrzymać ten kuriozalny pomysł. I tego już dla PiS było za dużo

Foto: PAP/Piotr Matusewicz

Mimo własnych deklaracji – potwierdził to wszak Polskiej Agencji Prasowej wpływowy poseł Marek Ast dwa tygodnie temu – o tym, że komisja mająca rzekomo badać rosyjskie wpływy w Polsce przed wyborami jednak nie powstanie, PiS zrobił tuż przed ostatnim posiedzeniem Sejmu w tej kadencji woltę. W ostatnim możliwym terminie zgłosił kandydatów do komisji i to od razu dziewięciu, wiedząc, że opozycja zamierza prace tego gremium zignorować. Na posiedzeniu w środę najprawdopodobniej członkowie komisji zostaną powołani i w ten sposób komisja rzeczywiście powstanie.

Dlaczego PiS ugiął się przed USA w sprawie lex Tusk

Nim odpowiemy na pytanie, dlaczego PiS do komisji wrócił, warto się najpierw zastanowić, dlaczego się z niej wcześniej wycofał. Po pierwsze dlatego, że ten pomysł nie spotkał się ze zrozumieniem ze strony naszych zachodnich sojuszników. Zarówno USA jak i UE uznały, że ochrzczone przez opozycję i komentatorów mianem lex Tusk przepisy mają tylko jeden cel: wyeliminować Donalda Tuska z życia publicznego. Wszak w podpisanej przez prezydenta Andrzeja Dudę pod koniec maja ustawie zakładano karanie 10-letnim zakazem sprawowania funkcji publicznych. Mogłoby to spotkać każdego, kto zostanie uznany przez komisję za osobę, która uległa rosyjskim wpływom i dotyczyłoby zakazu sprawowania wszelkich funkcji związanych z wydawaniem pieniędzy publicznych.

Czytaj więcej

Komisja ds. rosyjskich wpływów z dziewięcioma nominatami klubu PiS

Zarówno w kraju, jak i za granicą uznano, że to działanie niemające wiele wspólnego z równością i uczciwością wyborów. Prezydent Andrzej Duda, który najpierw ustawę lex Tusk bardzo chwalił, potem doszedł jednak do wniosku, że trzeba ją naprawić i najbardziej krytykowane zapisy z niej wyrzucić. To sprawiło, że proces legislacyjny się wydłużył i dopiero na początku sierpnia pod ostateczną nowelizacją pojawił się podpis prezydenta.

 Lex Tusk pomogło liderowi PO przebić szklany sufit

Ale nie tylko nagłe, wymuszone przez sojuszników wątpliwości prezydenta wpłynęły na wstrzymanie prac nad komisją. PiS zorientował się, że lex Tusk doskonale mobilizuje wyborców opozycji. Dało wszak paliwo do marszu 4 czerwca, który stał się zupełnie nowym otwarciem kampanii Platformy Obywatelskiej. Atmosfera wielkiego politycznego wiecu była później przez PO wykorzystywana podczas spotkań w największych miastach, w których wszak duża część mieszkańców to wyborcy Donalda Tuska. PiS zorientował się, że lex Tusk rozbił szklany sufit nad słupkami poparcia dla Platformy Obywatelskiej

 Nagle się okazało, że PiS się wycofał. I to przed kim? Przed Donaldem Tuskiem. Wyborca mógł się czuć oszukany

Wcześniej część wyborców opozycji narzekała na Tuska jako polityka już zbyt dobrze znanego Polakom, nie budzącego sympatii ani wyłącznie pozytywnych skojarzeń. Ale bezpardonowa akcja przeciw Tuskowi, jaką miała być komisja, sprawiła, że te głosy zniknęły. Po tym faulu już nikt nie mówił na serio, że Tusk powinien się wycofać, a kampanię powinien poprowadzić Rafał Trzaskowski. PiS, któremu zależało na polaryzacji, po prostu bardzo mocno zbudował Tuska, bardziej niż chciał.

PiS nie mógł pozwolić na to, by PO ogłosiła tryumf w sprawie lex Tusk

Dlatego jedyną rozsądną decyzją było schowanie komisji pod dywan. Tyle jednak, że gdy poseł Ast ogłosił, że przed wyborami jej nie będzie, Donald Tusk ogłosił sukces, podziękował swoim sympatykom za to, że pomogli mu zatrzymać ten kuriozalny pomysł. I tego już dla PiS było za dużo.

Zbyt mocno PiS wiosną i latem zainwestował w przekonywanie, że komisja jest bardzo potrzebna, że trzeba zbadać rosyjskie wpływy w Polsce, że trzeba prześledzić naciski z Moskwy na różne decyzje, inwestycje czy wręcz zaniechania. Nagle się okazało, że się wycofał. I to przed kim? Przed Tuskiem. Wyborca mógł się czuć oszukany.

Czytaj więcej

Dlaczego PiS może zyskać na starcie Jarosława Kaczyńskiego z Kielc

Dlatego PiS w ostatniej chwili postanowił wykonać ruch pozorowany i komisję jednak ukonstytuować. Wszyscy wszak doskonale wiedzą, że żadnego raportu przed wyborami nie będzie, że nim zacznie ona prace muszą minąć tygodnie, a do wyborów zostało czterdzieści kilka dni. Ale Jarosław Kaczyński nie mógł pokazać, że się ugiął przed Donaldem Tuskiem, którego na jednym z wieców nazwał „złem wcielonym”. To mogłoby wyborców zdemobilizować. Dlatego też wolał trochę poudawać, znów przez parę dni odgrzać temat komisji, podpromować w TVP Info serial „Reset”, który ujawnia dokumenty polskiej dyplomacji z czasów rządów PO-PSL, mając udowodnić z góry założoną tezę, że Tusk się Putinowi kłaniał w pas, poświęcając nawet interesy Polski.

Eksperci w komisji ds. rosyjskich wpływów mają sprawić pozór, że chodzi o mertitum a nie o kampanię wyborczą

I dlatego też PiS powołał taki a nie inny skład komisji. Weszli do niej ludzie z intelektualnego otoczenia PiS, którzy jednak zachowywali dotąd pewną polityczną autonomię. Andrzej Zybertowicz to doradca prezydenta, ale też człowiek, który ma dorobek w analizie wpływu nowych technologii na życie polityczne. Przemysław Żurawski vel Grajewski to ceniony ekspert od spraw zagranicznych. Sławomir Cenckiewicz (współautor serialu „Reset”) to prawicowiec z krwi i kości, ale też nieraz krytykował w mediach społecznościowych PiS za różne działania. Cała dziewiątka ma sprawiać wrażenie, że to po prostu grono uznanych ekspertów o dość określonych poglądach politycznych, ale że tu idzie o rzetelne badania a nie o nagonkę polityczną.

Choć szczerze powiedziawszy, dziwię się tym ludziom, którzy postawili na szali swój wcześniejszy dorobek i postanowili wejść do ciała, które – mimo próby zachowania pozorów – ma być wyłącznie polityczną maczugą na przeciwników. Cóż, twarz i nazwisko ma się tylko jedno.

Mimo własnych deklaracji – potwierdził to wszak Polskiej Agencji Prasowej wpływowy poseł Marek Ast dwa tygodnie temu – o tym, że komisja mająca rzekomo badać rosyjskie wpływy w Polsce przed wyborami jednak nie powstanie, PiS zrobił tuż przed ostatnim posiedzeniem Sejmu w tej kadencji woltę. W ostatnim możliwym terminie zgłosił kandydatów do komisji i to od razu dziewięciu, wiedząc, że opozycja zamierza prace tego gremium zignorować. Na posiedzeniu w środę najprawdopodobniej członkowie komisji zostaną powołani i w ten sposób komisja rzeczywiście powstanie.

Pozostało 91% artykułu
Komentarze
Michał Kolanko: „Zderzaki” paradygmatem polityki szefa PO, czyli europejska roszada Donalda Tuska
Komentarze
Izabela Kacprzak: Premier, Kaszub, zrozumiał Ślązaków
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Hołownia krytykuje Tuska za ministrów na listach do PE?
Komentarze
Estera Flieger: Uśmiechnięty CPK imienia Olgi Tokarczuk
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Wielka polityka zagraniczna, krajowi zdrajcy i złodzieje. Po exposé Radosława Sikorskiego