W poniedziałek w Zakopanem pod Wielką Krokwią polscy biskupi odprawili mszę z okazji 25. rocznicy pobytu pod Tatrami Jana Pawła II. Ćwierć wieku temu, w roku 1997, razem z papieżem stali biskupi w zdecydowanej większości nominowani przez niego samego. W poniedziałek była ich tylko garstka – w liczącej obecnie 92 hierarchów Konferencji Episkopatu Polski, która obraduje w tych dniach właśnie w Zakopanem, zostało tylko 25 biskupów z nominacji papieża Polaka.
Co prawda wybrani przez Jana Pawła oraz Benedykta wciąż stanowią w KEP większość (49), to jednak nie ma wątpliwości, że era Wojtyły dobiega końca. Polski Kościół na długie lata będzie zaś „ustawiony” przez papieża pochodzącego z Argentyny. Już dziś w KEP jest 43 hierarchów z jego nominacji, a jeśli spojrzeć na stolice diecezjalne, to na 45 wszystkich (łącznie z trzema greckokatolickimi i ordynariatem polowym) Franciszek obsadził 31. I obsadzi jeszcze co najmniej dwie. W sobotę z urzędu zrezygnował bowiem biskup płocki Piotr Libera, a w grudniu wiek emerytalny osiągnie bp Jan Kopiec, ordynariusz gliwicki.
Czytaj więcej
Już 31 na 45 stolic diecezjalnych w Polsce obsadził obecny papież. Ich liczba może wzrosnąć, bo Franciszek ma prawo zrobić nominacje wyprzedzające.
Rotacje na urzędach, odchodzenie jednych i przychodzenie drugich to właściwie proces naturalny. Czas zmian nieubłagalnie wyznacza kalendarz. Nominując nowych biskupów, Franciszek nie robi nic nadzwyczajnego, nie ma rewolucji, jest pewna ciągłość. Identycznie było za Jana Pawła II i Benedykta. Ale to Karol Wojtyła, głównie z racji czasu trwania swojego pontyfikatu, właściwie na lata „umeblował” polski Kościół. Większych zmian nie zrobił Benedykt, dopiero teraz Franciszek – od początku pontyfikatu, sukcesywnie – wymienia biskupów. I patrząc na wiek wychodzących na pierwszy plan hierarchów, którzy zostają ordynariuszami (pięćdziecięcio- lub pięćdziesięcioparolatkowie), niejako „betonuje” Kościół nad Wisłą na dwadzieścia, dwadzieścia pięć lat.
Odbywający się obecnie w Kościele proces wymiany „starych” na „młodych” nadszedł, jak się wydaje, w bardzo dobrym momencie. Świat wokół nas gwałtownie przyspieszył, częstokroć nie jesteśmy w stanie nadążyć za zmianami. Zasadniczo nauka Kościoła, Ewangelia i przesłanie Chrystusa są niezmienne. Ale zmianie muszą ulegać formy przekazu – tak, by docierał on tam, gdzie dotrzeć powinien. Zmniejszająca się liczba młodych ludzi na lekcjach religii czy pustoszejące seminaria wskazują na to, że nie dociera. Czasem różne problemy Kościoła zrzuca się na karb skandali wykorzystywania seksualnego. Ale to jeden – wcale nie najistotniejszy – powód, dla którego ludzie Kościół opuszczają. Odkrycie innych i znalezienie właściwej odpowiedzi na kryzysy to zadanie nie łatwe. Warto zatem stawiać na młodych, bo oni nieco lepiej „ogarniają” coraz bardziej skomplikowaną rzeczywistość.