Reklama

Jędrzej Bielecki: To Le Pen jest wrogiem, nie Macron

Naszą racją stanu jest trzymać w nadchodzących wyborach kciuki za Macrona. Bez niego UE w najlepszym przypadku czeka paraliż. I porzucenie sankcji wobec Rosji.

Publikacja: 07.04.2022 20:24

Marine Le Pen

Marine Le Pen

Foto: AFP

Nawet 48,5 procent głosów dla Marine Le Pen: w przeddzień wyborów prezydenckich we Francji sondaże wskazują na bardzo wyrównaną walkę w drugiej turze Emmanuela Macrona o utrzymanie Pałacu Elizejskiego. Jak w ogarniętej brexitowym szaleństwem Wielkiej Brytanii, stawiającej na Donalda Trumpa Ameryce, oddających swój los Viktorowi Orbánowi Węgrach czy w Polsce Jarosława Kaczyńskiego także Francuzi zdają się być coraz bardziej gotowi do porzucenia reguł liberalnej demokracji i flirtu z populizmem.

Bezpośrednim powodem takiego stanu rzeczy jest utrata punktów odniesienia, które przez pokolenia określały francuski styl życia: państwo opiekuńcze, niskie bezrobocie, integracja imigrantów, katolicka spuścizna, gra w lidze największych potęg świata. Pandemia i kryzys energetyczny jeszcze tylko pogłębiają te lęki.

Le Pen umie to wykorzystać. Porzuciła obraz antysemickiego Frontu Narodowego, związanego ze środowiskami hitlerowskich kolaborantów ugrupowania, jakie przejęła od ojca. Wykreśliła też ze swojego programu co drastyczniejsze elementy, np. wyjście ze strefy euro.

Czytaj więcej

Wybory we Francji. „W interesie Polski jest wygrana Macrona, a nie Le Pen”

A jednak jej zwycięstwo byłoby niezwykle niebezpieczne dla Francji, Europy i przez to dla Polski. Oznaczałoby najgłębszy kryzys polityczny V Republiki. Unia przeżyłaby paraliż, o ile w ogóle by przetrwała.

Reklama
Reklama

Na ostatniej prostej czarnym bohaterem kampanii okazał się premier Mateusz Morawiecki. W środę wieczorem w telewizji TF1 Macron musiał odpierać zarzut Polaka, że negocjuje z Władimirem Putinem. „Ze zbrodniarzem się nie rozmawia, tylko się go zwalcza. Negocjowałby pan z Hitlerem, Stalinem, Pol Potem?” – atakował w tym tygodniu szef polskiego rządu. Macron zarzucił Morawieckiemu ingerencję w wewnętrzne sprawy Francji, określił PiS mianem „skrajnej prawicy” i przypomniał, jak ta partia wielokrotnie wspierała jego rywalkę. W ten oto sposób, choć obok toczy się wojna, znów mamy kryzys na linii Paryż–Warszawa.

Jednak skutki działań Morawieckiego mogą być jeszcze poważniejsze. Owszem, kontakty Macrona z Kremlem są kontrowersyjne, ale to nie moment, by to publicznie roztrząsać. Zwycięstwo Le Pen, którą w grudniu Morawiecki przyjmował w Warszawie z honorami głowy państwa, byłoby znacznie większym prezentem dla Putina niż telefony, jakie otrzymywał z Pałacu Elizejskiego. Premier Polski powinien mieć szersze horyzonty polityczne niż krajowa gra partyjna.

Nawet 48,5 procent głosów dla Marine Le Pen: w przeddzień wyborów prezydenckich we Francji sondaże wskazują na bardzo wyrównaną walkę w drugiej turze Emmanuela Macrona o utrzymanie Pałacu Elizejskiego. Jak w ogarniętej brexitowym szaleństwem Wielkiej Brytanii, stawiającej na Donalda Trumpa Ameryce, oddających swój los Viktorowi Orbánowi Węgrach czy w Polsce Jarosława Kaczyńskiego także Francuzi zdają się być coraz bardziej gotowi do porzucenia reguł liberalnej demokracji i flirtu z populizmem.

Reklama
Komentarze
Tomasz Krzyżak: Winę za znaczący spadek zaufania do Kościoła ponoszą wyłącznie biskupi
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Wyryki, drony i rakieta. Jak Rosja rozgrywa chaos informacyjny w Polsce
Komentarze
Marek Kozubal: Wyryki niech się wszystkim wryją w pamięć. Wojsku i rządowi też
Komentarze
Jacek Czaputowicz: Minister Wang Yi w Warszawie. Nie jest to najlepszy adresat apeli, by Chiny wpłynęły na Putina
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Niemiecka broń zamiast reparacji. Nie tędy droga do pojednania
Reklama
Reklama