Czytając wnioski z raportu instytutu Oxford Economics na temat fatalnych konsekwencji brexitu dla Polski – w którym zdaniem ekspertów gospodarka polska, zaraz po irlandzkiej, będzie drugą najbardziej poszkodowaną w wyniku wyjścia Wielkiej Brytanii bez dobrego porozumienia z Unią Europejską – ciśnie się na usta jedno słowo: globalizacja. Bo wbrew politycznym zaklęciom europejska – ale nie tylko – gospodarka jest dziś wielkim systemem naczyń połączonych. W tym systemie brexit dokona potężnej wyrwy, a ponieważ nasza gospodarka jest w wielkim stopniu uzależniona od sytuacji na rynkach naszych partnerów, to podwójnie dostanie rykoszetem. I nic nie pomogą slogany o repolonizacji i patriotyzmie gospodarczym.
Już sam brak brytyjskiej składki do budżetu UE odbije się na wysokości funduszy strukturalnych. Brexit może też doprowadzić do spowolnienia brytyjskiej gospodarki, która – jak przy efekcie domina – może wpłynąć na sytuację gospodarczą nas wszystkich. Wielka Brytania to trzeci partner handlowy Polski, więc odczujemy to spowolnienie na własnej skórze. A jeśli dojdzie do brexitu bez nowej umowy, złamane zostaną wszystkie dodatkowe zasady swobodnego przepływu osób, kapitału, usług i towarów między naszymi krajami. Tysiące firm robiących interesy na Wyspach znajdzie się w zupełnie nowej rzeczywistości. Do tego dochodzi los ponad miliona mieszkających tam Polaków, których życie również się skomplikuje, jeśli nie zostaną uregulowane ich prawa do: pobytu, pracy, świadczeń socjalnych itp. A to tylko lista problemów, które jesteśmy w stanie przewidzieć, bo przecież życie może przynieść jeszcze mnóstwo niespodzianek.
Dziś, gdy nasza gospodarka pędzi jak szalona, wizja lekkiego spowolnienia wywołanego brexitem nie wydaje nam się tak niepokojąca. Hossa nie będzie jednak trwała wiecznie i może się okazać, że wyjście Wielkiej Brytanii będzie tą kroplą, która przeleje kryzysową falę w Europie i w Polsce. Oby tak się nie stało.
Biorąc to wszystko pod uwagę, widzimy, jak ryzykowna jest gra, którą podjął szef Rady Europejskiej Donald Tusk, odrzucając z miejsca plan z Chequers, czyli kompromisową propozycję brytyjskiego rządu. Negocjacje znalazły się w martwym punkcie, bo z jednej strony brytyjski rząd chce zachować dla swojej gospodarki maksimum przywilejów, a z drugiej – Unia mówi: nie można traktować wspólnego rynku jak telewizji on-demand, w której wybieramy sobie tylko to, co dla nas korzystne, odmawiając płacenia za całość.
A czas biegnie nieubłaganie. Za pół roku Wielka Brytania opuści Wspólnotę i jeśli do tego czasu nie zostaną dogadane warunki tego rozwodu, może spełnić się najgorszy scenariusz – najgorszy nie tylko dla sprawców całego zamieszania, czyli Brytyjczyków, ale również dla innych – w tym Polski. Jeśli gambit Tuska sprawi, że strony dojdą do kompromisu, to były polski premier przejdzie do historii jako ten, który wyprowadził Unię z potężnego kryzysu. Jeśli się jednak nie powiedzie – a dziś wiele wskazuje na to, że tak się właśnie może wydarzyć – historia osądzi go jako tego, kto wpędził Unię w kolejny kryzys.