Termin podpisania dokumentu znany był od dawna, a wizyta podsekretarz stanu USA Ellen Tauscher w Warszawie miała być czystą formalnością. Wydawało się, że po wielu miesiącach negocjacji wszystko powinno być dopięte na ostatni guzik. Ale nie było. Z pokrętnych wyjaśnień obu stron nie wynika jasno, czego dotyczyły różnice zdań i dlaczego pojawiły się w ostatnim momencie, opóźniając podpisanie.

Można się jedynie domyślać, że Amerykanie uznali, iż zapis umowy jednak zbyt słabo chroni ich żołnierzy. To z ich strony całkowicie normalne i zrozumiałe. Amerykańska armia stacjonuje w wielu zakątkach świata i jej żołnierze muszą mieć pewność, że służąc własnej ojczyźnie, nie znajdą się na łasce i niełasce obcego wymiaru sprawiedliwości. Z drugiej strony gospodarze, w tym przypadku Polska, chcą mieć pewność, że amerykańscy wojacy nie będą na ich ziemi całkowicie bezkarni – i jeśli coś bardzo głupiego przyjdzie im do głowy po służbie, mogą zostać postawieni przed miejscowym sądem, by odpowiedzieć za wyrządzone szkody.

Wszystko to jest istotne, ale ważne jest też, by patrzeć na tę umowę z pewnej perspektywy. Bo w końcu SOFA to jednak tylko instrument prawny, formalność niezbędna do zrealizowania wspólnego przedsięwzięcia dwóch sojuszniczych rządów. Znacznie ważniejsza jest wola polityczna, z której SOFA wypływa. Skoro chcemy amerykańskiej obecności na naszej ziemi, to SOFA musi być. A że była wola, znalazł się i sposób. Dopóki obie strony nie ujawnią szczegółów, trudno oceniać jaki. Wypada mieć tylko nadzieję, że nigdy nie przyjdzie nam sprawdzać, jak zadziała SOFA w przypadku przestępstwa popełnionego przez amerykańskiego żołnierza na polskiej ziemi.

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/gillert/2009/12/11/byla-wola-znalazl-sie-i-sposob/]blog.rp.pl/gillert[/link]