Ich pracownicy często są porównywani z padlinożercami, co niesie głębszy sens, niżby krytycy chcieli. Padlinożercy są bowiem może niesympatyczni, ale bardzo potrzebni – czyszczą ekosystem ze zgnilizny, która inaczej staje się źródłem zarazy i zgubą dla wszystkich.
Przy okazji sprawy Krzysztofa Piesiewicza tabloidy wziął też na cel arcybiskup Józef Życiński, w którym publicysta, z pasją atakujący przeciwników salonu, dawno już wygrał z duszpasterzem. Ale, niestety, nadal jest on hierarchą i kapłanem. A sądy, które wygłasza, są w wypadku kapłana, i to wysokiej rangi, w najwyższym stopniu zdumiewające.
Świecka publicystyka może głosić, że kto tam co wciąga i jaki seks go kręci, to jego prywatna sprawa. Katolicki ksiądz tak grzechu traktować nie powinien, a tym bardziej widzieć w grzeszniku tylko “człowieka, którego spotkało nieszczęście”. Zwłaszcza gdy kontekst wskazuje, iż “nieszczęściem” jest dla kapłana nie to, co katolicyzm staromodnie nazywa grzechem czy upadkiem, ale raczej wpadka, publiczne zdemaskowanie obłudy. Niektórym, także, niestety, hierarchom, zdarza się myśleć, że grzech sam w sobie ujdzie, w końcu człowiek jest grzeszny – byle sprawa nie wyszła na jaw i nie zgorszyła maluczkich. Do czego taki sposób myślenia prowadzi, mamy właśnie przykład w Irlandii.
Grzmi arcybiskup na media, że “niszczą autorytety”. Wynika z tego jasno, iż autorytety, jego zdaniem, istnieć mogą tylko dzięki oszustwu, dzięki fałszowaniu życiorysów – gdybyśmy żyli w prawdzie, nie ostałby się żaden. Nie dziwi mnie to, zważywszy, z kim sympatyzuje Życiński-publicysta, ale Życiński-kapłan powinien dopuszczać, że zdarzają się i prawdziwi święci.
[b]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/12/13/grzech-gorszy-od-zgorszenia/]na blogu[/link][/b]