Najpierw dziwnym trafem o terminie i miejscu przesłuchania jednej z kobiet, która odważyła się oskarżyć olsztyńskiego notabla, dowiedziały się miejscowe media. Wtedy niewiele brakowało, by została ona zdemaskowana w drodze na to przesłuchanie. Po naszych informacjach postępowanie zostało przeniesione z Olsztyna do prokuratury białostockiej.
Teraz, kolejnym dziwnym trafem, wniosek o dane kobiet zeznających przeciw prezydentowi, z ich imionami i nazwiskami, trafił z białostockiej prokuratury wprost na biurko prezydenta Małkowskiego. Dzięki temu i on, i pewnie cały urząd wie, które kobiety były gwałcone lub molestowane i które zdecydowały się o tym powiedzieć. Mimo że włos jeży się na głowie, gdy poznaje się tę historię, przedstawiciel prokuratury w Białymstoku spokojnie stwierdza: – Postępujemy zgodnie z prawem.
Aż trudno uwierzyć w przypadkowość tych zdarzeń. Jednak nawet jeśli to fatalny splot okoliczności, to i tak każe poważnie wątpić w sens występowania przeciw możnym świata Polski lokalnej. Zastanawiająco wiele wysyłanych jest bowiem sygnałów, że walka z lokalnym VIP-em, mocno osadzonym w układzie, którego korzenie sięgają PRL, po prostu się nie opłaca. Że im dalej od Warszawy, tym zwykły obywatel jest słabiej chroniony.
Sprawę tę dedykujemy ministrowi sprawiedliwości i prokuratorowi Zbigniewowi Ćwiąkalskiemu, tak szybko w ostatnich tygodniach wymieniającym szefów prokuratur z „ludzi Ziobry” na „profesjonalistów”. To druga bardzo poważna wpadka rządzonej przez niego prokuratury w ostatnim czasie. Pierwsza, jeszcze bardziej dramatyczna, dotyczy śmierci żony jednego ze skruszonych gangsterów zeznających przeciw gangowi mokotowskiemu. Państwo nie zrobiło niczego, by mimo sygnałów o zagrażającym jej niebezpieczeństwie zapewnić jej ochronę.Może warto zatem, panie ministrze – zamiast brylować na konferencjach prasowych i opowiadać o laptopach, stenogramach i zagłuszaniu – zająć się profesjonalizmem prokuratur.