Radykalne wystąpienie drugiej z kolei grupy prawniczej jest wyraźnym sygnałem, że realizowana przez ministra Zbigniewa Ćwiąkalskiego reforma wymiaru sprawiedliwości – łagodnie rzecz ujmując – nie przebiega najlepiej. Sztandarowy projekt nowej ustawy, zakładającej rozdział funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, budzi skrajne emocje. Mało tego, był już kilkakrotnie wycofywany z posiedzeń rządu, odsyłany do kolejnych poprawek i krytykowany przez rządową Radę Legislacyjną. W efekcie jego uchwalenie wydaje się coraz mniej realne.

Podobnie rzecz wygląda z reformą sądownictwa. Ministerialne plany stworzenia ścieżki dojścia do zawodu sędziego, jako korony zawodów prawniczych, mało kto traktuje poważnie. A propozycja przyznania im kilkuset złotych podwyżki, na które ostatecznie nie zgodził się premier Donald Tusk, tylko rozsierdziła środowisko sędziowskie.

Rezultat działań reformatorskich jest więc taki, że także sędziowie szykują się do akcji protestacyjnej w drugiej połowie września. Dwa dni bez wokandy mają być kolejnym i zapewne nie ostatnim etapem bitwy o wyższe wynagrodzenia.

Zbigniew Ćwiąkalski znalazł się w potrzasku – z jednej strony trudno mu uciec przed presją środowiska, z którego sam się wywodzi. Z drugiej zaś musi liczyć się z twardymi realiami – jest członkiem rządu, dla którego wymiar sprawiedliwości wcale nie jest priorytetem.

Skomentuj na blog.rp.pl