Rozmowa z rzeczoznawcą różni się od wywiadu z bohaterem wydarzeń czy stroną sporu, a były premier może być uznawany za eksperta. W tym konkretnym wypadku budzą się jednak we mnie wątpliwości. Nie chodzi o poglądy, które zresztą Miller szybko korygował. W momencie agresji rosyjskiej na Gruzję wypowiadał się identycznie z tezami putinowskiej propagandy, obecnie jego opinie zostały zniuansowane.
Dziś Miller gromi polskiego prezydenta za stronniczość, gdyż w sprawie konfliktu kaukaskiego, jego zdaniem, Kaczyński nie potrafił zrównoważyć racji obu stron. A skoro są dwie strony, to trzeba mieć do niech jednakowy dystans. Dziennikarz nie przeszkadzał słuchaczom w zapoznawaniu się z racjami Millera.
Ideologowie III RP uczyli mnie, że długoletnia kariera w PZPR, partii, która reprezentowała moskiewskie interesy w PRL, nie może mieć żadnego wpływu na zachowanie jej działaczy po uzyskaniu przez Polskę niepodległości. Uczyli, że wszyscyśmy poczęci przy Okrągłym Stole i narodzeni wraz z premierowską nominacją Mazowieckiego.
Problem w tym, że już potem Miller był głównym aktorem w sprawie "moskiewskiej pożyczki", a więc transferu pieniędzy sowieckiej partii komunistycznej na założenie polskiej partii postkomunistycznej, wróć: nie postkomunistycznej, ale socjaldemokratycznej, która dziedziczyła majątek po PZPR i składała się z jej działaczy funkcjonujących w dawnych strukturach.
Oczywiście domniemanie, że człowiek, który pośredniczył w przekazywaniu pieniędzy moskiewskich na założenie SdRP ma związki z Rosją, które mogą utrudnić mu bezstronną ocenę jej obecnych przedsięwzięć, byłoby przejawem teorii spiskowej. Trzeba założyć, że w kwestiach rosyjskich posiada on wiedzę specjalną, którą należy szeroko upowszechnić, aby pozwolić nam budować politykę zgodną z polską racją stanu.