Chociaż niechęć między socjalistycznym prezydentem Francois Mitterrandem a prawicowym premierem Jacques’em Chirakiem była powszechnie znana – wielokrotnie rywalizowali w wyborach prezydenckich – na międzynarodowych spotkaniach potrafili zachować się właściwie.
Dwugłowa reprezentacja kraju wywoływała delikatne uśmieszki przedstawicieli państw o spójnych konstytucjach, ale nie przeszkadzała francuskiej dyplomacji.
Konstytucja francuska przypomina nieco polską. Daje duże uprawnienia prezydentowi, ale krajem rządzi kierowany przez premiera gabinet. Jeśli więc najwyższa ustawa przygotowała tego typu komplikację, to należy ją umieć zaakceptować, zwłaszcza w polityce zagranicznej.
Dziedzina ta nie powinna być wyłączona z debaty publicznej, ale nie może się stać narzędziem partyjnego starcia. Można dyskutować, jaka polityka zagraniczna najlepiej przysłuży się polskiej racji stanu, ale nie należy czynić jej przedmiotem gorszącego sporu.
Prezydent, według konstytucji, „jest najwyższym reprezentantem Rzeczypospolitej Polskiej”, może więc reprezentować ją na międzynarodowych forach i nie obowiązują go uchwały rządu.