W końcu na całym świecie panuje moda na walkę z hipokryzją, na depenalizowanie zachowań powszechnych – i skoro legalizuje się na przykład narkotyki czy przyznaje prostytutkom przywileje związkowe, to dlaczego nie zgodzić się, żeby korupcja, której rozmiary wszyscy mniej więcej znamy, zamiast prywatnych czy partyjnych kieszeni zasilała budżet państwa?
Bardzo słusznie, skończmy z obłudą. W USA gubernator zahandlował miejscem w Senacie pozostałym po Baracku Obamie – no i co się niby stało? U nas też tajemnicą poliszynela było, że Andrzej Lepper prowadził swoisty przetarg na "mandatowe" miejsca na swoich listach wyborczych. Pisano, że np. Piotr Misztal za "jedynkę" na liście łódzkiej zapłacić miał 300 tysięcy złotych.
Jeśli każdy z 460 mandatów i immunitetów (nie licząc Senatu) da się za tyle opchnąć, to dlaczego te pieniądze mają zasilać polityków, zamiast posłużyć wspólnym celom? A przecież to sumy groszowe w porównaniu z tym, za ile mafia mogłaby kupić stanowisko szefa policji albo najbogatsze lobby za stanowiska odpowiednich ministrów!
Ktoś powie, że to niepoważne, bo przecież demokracja, bo społeczeństwo musi kontrolować władzę… Wcale nie wiem, czy prawo do głosowania w plebiscycie na jeden z dwóch partyjnych szyldów to rzeczywiście jakaś kontrola i czy zamiana jej na gotówkę by się nie opłaciła. Zresztą, bez obaw. Przecież tak naprawdę wcale nie rządzą ci, którym się tak wydaje.
[ramka]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/02/08/dobry-pomysl-pawlaka/]na blogu[/link][/ramka]