[b]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/09/19/sukces-cieszmy-sie/]na blogu[/link][/b]
Po pierwsze, rząd nauczył Amerykanów czegoś o naszej historii. Donald Tusk nie przypadkiem wybrał kiedyś akurat 4 lipca, dzień dla USA szczególny, na pokazanie swym wyborcom, że z nim nowemu Wielkiemu Bratu zza Oceanu nie będzie tak łatwo jak z Kaczyńskimi, że nie godzimy się na „niesatysfakcjonującą ofertę” i „będziemy negocjować twardo” ? jeśli Amerykanie chcą mieć tutaj jakieś tarcze, to muszą jak należy zabulić, bo co sobie myślą. Od tego czasu spodziewałem się, że na pokazanie w odpowiedzi Tuskowi (i nam wszystkim) tzw. pingwina Amerykanie też wybiorą jakiś rocznicowy dzionek, ale że okazał się to być akurat 17 września ? to mnie zaskoczyło. Generalnie, nigdy dotąd się nie zetknąłem z Amerykaninem, któremu by ta data coś mówiła. W większości ich książek historycznych podaje się, że wojna obronna Polski „zakończyła się po dwóch tygodniach całkowitym rozgromieniem armii polskiej”.
A tu ? proszę.
Sukces kolejny: Rosja nie rozmieści wzdłuż naszych granic rakiet „Iskander”, czym groziła na okoliczność umieszczenia u nas „tarczy antyrakietowej”. Tarczy udało się uniknąć, więc i rakiet wycelowanych w nasze siedzenia nie będzie. Co za radość i ulga! Co prawda większość ekspertów twierdziła, że Rosja może sobie straszyć, ale rakiet nie rozmieści i tak, bo na razie nie jest do tego technicznie i finansowo zdolna. Ale to, jak zwykła mówić żywa reklama środków psychotropowych, czyli marszałek Niesiołowski, „pisowskie lizusy”. Tylko mądra polityka rządu Tuska ocaliła nas przed „Iskanderami”.
To wszystko jednak drobiazgi w zestawieniu z sukcesem największym: dzięki twardej postawie rządu Tuska w negocjacjach z Waszyngtonem uda się wreszcie przełamać beznadziejnie proamerykańskie nastroje polskiego społeczeństwa. Wszyscy wiemy, jak bardzo nam one psuły reputację w Europie, jak szkodziła nam opinia amerykańskiego „konia trojańskiego”, jak bardzo odstawaliśmy od nowoczesności z tą swoją sympatią dla USA w czasach, kiedy w zachodniej europie nawet początkująca gwiazdka pop wie, że pierwszym i podstawowym warunkiem zdobycia sobie poważania jest do zdarcia gardła protestować przeciwko amerykańskiemu imperializmowi i „klimatycznemu bandytyzmowi”. U nas tymczasem nie dawało rezultatu nawet nieustanne judzenie tabloidów, że mimo wszelkich naszych zasług, Amerykanie bezczelnie egzekwują wobec polskich obywateli swoje prawa i nie chcą nam dawać wiz turystycznych do pracy na czarno.