[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/09/28/tomasz-pietryga-lagodniejszy-fiskus-wieksze-dochody-budzetu/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Świetnie widać to na przykładzie podatników, którzy popełnili pomyłki w deklaracjach podatkowych. Przez długie lata nawet przypadkowe zaniżenie przez nich wysokości podatku wiązało się nie tylko z koniecznością zwrotu niezapłaconej kwoty z odsetkami, ale również dolegliwymi karami finansowymi. I wielu podatników, którzy się na to nie godzili, szło do sądu, tocząc tam czasem nawet kilkuletnią wojnę z fiskusem.
Aż stała się rzecz nieoczekiwana. Fiskus złagodniał. Umożliwił korektę błędów w VAT i zrezygnował z wymierzania wysokich kar dla osób, które dokonały poprawek. I okazało się, że ci, u których wykryto błędy, częściej je korygowali. Efekt? Budżet w tym roku zarobił o prawie 100 mln zł więcej niż w czasach, gdy korekt nie można było dokonać.
To dobrze, że przynajmniej w tej sprawie urzędnicy wreszcie zmienili swój krwiożerczy stosunek do podatników, polegający na bezdyskusyjnym i słonym karaniu za najmniejsze podatkowe przewinienie. Że zrozumieli, iż zaniżanie wysokości płaconych podatków nie zawsze wynika ze złej woli, ale często po prostu z niewiedzy czy z niewłaściwej interpretacji zawiłych przepisów podatkowych.
Wypada mieć nadzieję, że nowa jakość w rozumowaniu fiskusa pozostanie na dłużej. Bo z polityką fiskalną państwa jest trochę tak jak z wychowywaniem dzieci. Wszyscy wiedzą, że rodzice, którzy surowo karcą swoich podopiecznych nawet za najmniejsze przewinienie, nie tylko nie zdobędą u nich szacunku, ale skłonią ich do kłamstwa i krętactwa. A ci, którzy do przewinień podchodzą zbyt łagodnie, narażają się na lekceważenie i utratę szacunku.