Bez przetargu – uznając, że nie jest to konieczne, skoro składki są opłacane nie z publicznych pieniędzy, ale z pensji samych ubezpieczonych. Oceniono, że w takiej sytuacji przepisy o zamówieniach publicznych nie obowiązują.

Jednak Komisja Europejska nie podzieliła tego poglądu, a jej opinię poparł Europejski Trybunał Sprawiedliwości. To dobra decyzja – bo choć składki finansowane są z indywidualnych pensji, to ich liczba powoduje, iż stają się łakomym kąskiem. Tymczasem urzędnicy, którzy decydują o wyborze ubezpieczyciela dla wszystkich pracowników – jak się okazuje – nie poszukują oferty najkorzystniejszej, ale często idą na łatwiznę i wybierają najbardziej znaną. Uważają, że najlepszą ofertę ubezpieczeniową zapewni stary, dobry znajomy – PZU.Trudno winić za to Powszechny Zakład Ubezpieczeń, można mu najwyżej pozazdrościć mocnego zakorzenienia w urzędniczej świadomości. Dla urzędników widać słowo „powszechny” oznacza np. jedyny, najlepszy, bezkonkurencyjny. Ten sentyment do PZU daje mu, jak się szacuje, 80 proc. rynku ubezpieczeń grupowych w sektorze publicznym.

Przetargi ogłaszane przez administrację mają pomóc w jak najlepszym, czyli racjonalnym gospodarowaniu pieniędzmi. Pozwalają poznać różne oferty. Sprzyjają konkurencji. Można wybierać choćby między wysokością składek i zakresem ochrony ubezpieczeniowej. Dzięki nim trudniej będzie teraz podejrzewać urzędników wybierających ubezpieczyciela o nieuzasadnione sentymenty, przypadkowe decyzje czy nawet o złą wolą.A PZU wcale nie musi stracić klientów. Wystarczy, że do przetargów o grupowe ubezpieczenia w administracji przystąpi z konkurencyjnymi ofertami.