Pyta, czy zła umowa gazowa z Rosją to cena za dobre stosunki polskiego rządu z Moskwą i czy są one celem samym w sobie. Wiedzę na temat polsko-rosyjskiego kontraktu Lis czerpie z "International Herald Tribune". To tam wyczytał również, że Komisja Europejska uznała kontrakt za niekorzystny zarówno dla Polski, jak i całej UE. Naczelny "Wprost" zna więc już fakty i wie, co o nich sądzić.
Strach pomyśleć, co by było, gdyby KE nie zainteresowała się kontraktem, a "Herald" o tym nie napisał. Lis nie dowiedziałby się o niczym, ale miałby pewność, że to rząd ma rację, bo jeśli Kaczyński atakuje… Teraz oskarża lidera PiS, że w tej sprawie nie atakuje wystarczająco.
A wydawałoby się, że wiedzę o stanie demokratycznego kraju powinno się czerpać z jego mediów. Ale od tych dominujących w Polsce opinia publiczna może się dowiedzieć głównie o zagrożeniu, jakie stanowi pozbawiona jakichkolwiek wpływów opozycja.
Niektórzy dziennikarze podejmowali jednak kwestię gazowej umowy. Osobiście robiłem to w "Rzeczpospolitej" i TVP od roku. Opublikowałem nawet artykuł w formie listu otwartego do premiera Tuska zawierający fundamentalne pytania o kontrakt z Rosją. Dominujące media, zajęte skandalicznymi próbami wpływu prezydenta Kaczyńskiego na politykę zagraniczną, sprawy nie podjęły. Premier nie był więc zmuszony tłumaczyć się z gazowego kontraktu.
W tym samym numerze "Wprost" prof. Marcin Król wzywa do postawienia Jarosława Kaczyńskiego przed Trybunałem Stanu za "atak na demokratycznie wybrane władze w trakcie wiecu ulicznego". Niedorzeczność tego stanowiska, które podważa codzienną praktykę demokracji, została mu już wytknięta. Król jak rozkapryszony bachor, nie przejmując się niczym, powtarza to samo. Fakt, że przestał się dobrze zapowiadać, widać od wielu lat, dopóki jednak nonsensy swoje będzie głosił z "właściwej" pozycji, może liczyć na poklask i łamy. No, chyba że coś w tej sprawie napisze "Herald".