Dwa dni temu ujawniono, że komisja ta po przeprowadzeniu dochodzenia uznała, iż załoga jaka-40 naruszyła wtedy regulamin lotów. Jak wynika z ustaleń w sprawie katastrofy, samolot ten wylądował na lotnisku pod Smoleńskiem w strasznej mgle, mimo braku ostatecznej zgody wieży i mimo wydania przez kontrolera polecenia odejścia na drugi krąg.
O stanowisku wojskowej komisji poinformował w poniedziałek rzecznik Sił Powietrznych podpułkownik Robert Kupracz. Ten sam podpułkownik Robert Kupracz, który w czerwcu ubiegłego roku, odpowiadając na pytania dotyczące okoliczności lądowania jaka-40 na Siewiernym, w e-mailu do redakcji "Rzeczpospolitej" napisał, iż "komisja stwierdziła, że warunki pogodowe w momencie lądowania pozwalały na jego wykonanie". Trzeba koniecznie dodać: ta sama komisja.
Jak to możliwe, że coś, co jeszcze w czerwcu 2010 roku naruszeniem regulaminu nie było, w styczniu 2011 roku takimż się stało?
Obawiam się, że właśnie ta pierwsza, czerwcowa reakcja wojska – na wszelki wypadek przyjmijmy, że nasi są niewinni, że ktoś ich oczernia, a potem się zobaczy – jest jednym z ważniejszych kluczy do rozszyfrowania prawdziwych przyczyn ogromnych kłopotów, jakie mamy z naprawianiem naszej armii.
Właśnie dlatego cywilna kontrola nad siłami zbrojnymi w żadnym wypadku nie powinna się sprowadzać wyłącznie do powoływania cywilnego ministra obrony narodowej. Powinna być czymś znacznie, znacznie więcej – cywilną filozofią kierowania armią, cywilną filozofią nadzorowania jej działań.