Paweł Lisicki: Wolność słowa po polsku

Wolność prasy niejedno ma imię. Wydaje się, że zgodnie z prawem i obyczajami powinna ona zakładać co najmniej niezależność dziennikarzy i redaktorów od władz politycznych. I tak też dzieje się w krajach o utrwalonej demokracji. Jest jednak także model polski.

Publikacja: 19.05.2011 19:49

Paweł Lisicki, redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" i nowego tygodnika "Uważam Rze"

Paweł Lisicki, redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" i nowego tygodnika "Uważam Rze"

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Sądząc z opublikowanego przez członków zarządu Presspubliki panów Macieja Łętowskiego i Artura Sieranta, listu w sprawie wywiadu Grzegorza Brauna na łamach "Rzeczpospolitej", ów polski model polega na tym, że to rząd i jego ministrowie zamierzają kontrolować treści gazetowe. Piękna to idea i byłoby dobrze, gdyby Donald Tusk, który wkrótce obejmie przewodnictwo w Unii, mógł się nią publicznie pochwalić przed innymi przywódcami. Byłoby dobrze, gdyby i to rządowe osiągnięcie  – zachowanie udziałów państwa  w prywatnej gazecie oraz wykorzystywanie tej sytuacji własnościowej do nacisków na redakcję – stało się wkładem w unijną prezydencję.

Polski rząd mógłby wreszcie pokazać, jak potrafi godzić zapowiedzi prywatyzacji z faktami. Mógłby śmiało chwalić się też swym liberalizmem i stosunkiem do wolności słowa – jest przecież jedynym gabinetem w Unii, który ma udziały w gazecie, mianuje  do jej zarządu swych przedstawicieli, którzy publicznie i potajemnie atakują gazetę, którą współwydają. Znajdując poklask  u konkurencji.

Myślę, że jest to osiągnięcie nie mniejsze niż stworzenie z Polski "zielonej wyspy". Tym bardziej  że tą osobliwą sytuacją rządu-udziałowca w gazecie nie interesują się polskie media, tyle uwagi poświęcające wolności prasy na Kubie, Węgrzech i Białorusi.  Naprawdę żałuję, że premier Tusk i minister Grad nie dzielą się swym know-how z szefami  innych państw Unii. Chyba że  o czymś nie wiem.

Czy Grzegorz Braun miał prawo nazywać śp. arcybiskupa Józefa Życińskiego kłamcą i łajdakiem? Brauna nic nie usprawiedliwia. Obrzucanie obelgami zmarłego niedawno arcybiskupa samo świadczy o reżyserze.  Czy jednak Braunowi powinno się przyznać prawo do obrony? Zezwolić, żeby się tłumaczył?  A może po prostu należy założyć mu knebel, opieczętować  i zamknąć? Tak jak on sam  ma prawo do obrony, tak czytelnicy "Rzeczpospolitej" mogą oczekiwać, że poznają sprawę awantury na KUL z pierwszej  ręki i wyrobią sobie na jej temat zdanie.

"Rzeczpospolita" ma własny pogląd, formułuje go w komentarzach. W sprawie Brauna napisaliśmy, co o nim sądzimy. Jednak osiągnięciem gazety jest też to,  że jak żadne inne polskie medium zabiegamy o to, by być forum różnych opinii. Mądrych i głupich, roztropnych i przesadzonych, dobrze uargumentowanych oraz odwołujących się do emocji.

Taka jest właśnie prawdziwa polska debata. Nieokiełznana, zmienna, niestroniąca od groteski i teatralizacji, pustej retoryki  i czczych gestów. Jedni zarzucają drugim nazizm i faszyzm, drudzy wysyłają oponentów do psychiatry – jak wzmiankowany w liście panów Sieranta i Łętowskiego profesor Krzemiński, jeszcze  inni w działaniach PO dostrzegają odrodzenie totalitarnych  praktyk PRL.

To, co jest haniebne w oczach redaktorów "Gazety Wyborczej", nie musi napawać obrzydzeniem w "Rzeczpospolitej". A nawet jeśli różne gazety mają podobny pogląd – jak w kwestii oceny obelg Brauna – nie muszą okazywać tego w taki sam sposób. I ani Adam Michnik, ani Monika Olejnik, ani Ireneusz Krzemiński, ani Maciej Łętowski nie będą dyktowali "Rzeczpospolitej", co ma komentować, jak i kiedy. Jedynym głosem, w który wsłuchuje się redakcja, jest opinia jej czytelników. Ludzi dojrzałych, inteligentnych, potrafiących odcedzić ziarno od plew.

Pomysł dwóch członków zarządu, reprezentujących Skarb Państwa, żeby przepraszać czytelników "Rzeczpospolitej" za słowa pana Brauna, świadczy  o ich niedojrzałości i braku zrozumienia, w zarządzie jakiej firmy się znaleźli. Trudno się dziwić. Kolejny to przykład, że ważne stanowiska w zarządach nie powinny być obsadzane z klucza politycznego. Na szczęście – jak bardzo nie bolałoby to naszych konkurentów oraz władz – obaj panowie nie mają i nie będą mieli wpływu na linię redakcyjną  gazety.

Sądząc z opublikowanego przez członków zarządu Presspubliki panów Macieja Łętowskiego i Artura Sieranta, listu w sprawie wywiadu Grzegorza Brauna na łamach "Rzeczpospolitej", ów polski model polega na tym, że to rząd i jego ministrowie zamierzają kontrolować treści gazetowe. Piękna to idea i byłoby dobrze, gdyby Donald Tusk, który wkrótce obejmie przewodnictwo w Unii, mógł się nią publicznie pochwalić przed innymi przywódcami. Byłoby dobrze, gdyby i to rządowe osiągnięcie  – zachowanie udziałów państwa  w prywatnej gazecie oraz wykorzystywanie tej sytuacji własnościowej do nacisków na redakcję – stało się wkładem w unijną prezydencję.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Komentarze
Estera Flieger: Po spotkaniu Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem politycy KO nie wytrzymali ciśnienia
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Donald Tusk w orędziu mówi językiem PiS. Ale oferuje coś jeszcze
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Nie wykręcajcie nam rąk patriotyzmem, czyli wojna pod flagą biało-czerwoną
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Grzegorz Braun testuje siłę państwa. Czy może więcej i pozostanie bezkarny?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Komentarze
Kazimierz Groblewski: Ktoś powinien mocniej zareagować na antysemityzm Grzegorza Brauna
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne