Jacyś idioci, zwyrodnialcy lub prowokatorzy sprofanowali pomnik w Jedwabnem. Na razie nie wiadomo, kto to zrobił, bo nikogo jeszcze nie złapano. Ale to nawet lepiej, bo dzięki temu można napiętnować tych których się nienawidzi.
Publicyści "Gazety Wyborczej" już widzą współwinnych. W sensie moralnym oczywiście. Bo milczą, albo byli przeciw przepraszaniu za zbrodnię w Jedwabnem w imieniu całego narodu.
Winny jest Jarosław Kaczyński, bo milczy. Pewnie dla tego - gdy czyta się takich publicystów lub słucha niektóre osoby komentujące profanację w czwartek w Radiu Tok FM - że stoi za tym zimna kalkulacja wyborcza. Mianowicie Kaczyński liczy na głosy polskich antysemitów. Których - można odnieść wrażenie - w optyce zawodowych anty-antysemitów są w Polsce całe miliony.
Podobnie można - to już po zawodowej linii - obciążyć współodpowiedzialnością Piotra Zarembę, Bronisława Wildsteina czy Rafała Ziemkiewicza. Np. Zarembie jakiś czas temu nie podobało się przemówienie prezydenta Komorowskiego wygłoszone w ostatnią rocznicę zbrodni. Ale skoro z tego powodu Zaremba jest zbrodniarzem, to o ile większym złoczyńcą jest osoba, która tak odpowiedziała na pytanie "Czy powinniśmy przepraszać za Jedwabne?".
- Nie. Nie odczuwam żadnej solidarności z tymi, którzy palili Żydów. Odczuwam solidarność z tymi, którzy byli paleni - jeśli oczywiście mam do tego prawo. Źli ludzi zamordowali swoje ofiary. Buntuje się we mnie wszystko przeciwko oprawcom z Jedwabnego i przeciw usytuowaniu mnie w grupie tych oprawców. Nie chcę i nie czuję się za nich odpowiedzialny tylko z tego powodu, że mówię tym samym językiem.